- Wystarczy jedna 1,5-litrowa butelka wody, żebym w domu miał prąd przez osiem godzin - zapewnia pan Mieczysław. - Za parę złotych mogę sobie wszystkie pokoje ogrzać. Nawet jak sąsiedzi prądu nie mają, bo elektrownia nawala, to u mnie się świeci. Wystarczy, że uruchomię maszynę i po kłopocie - zachwala swój wynalazek.
Części ze śmietnika
Elektryk z Rudy Śląskiej twierdzi, że napięcie w jego gniazdkach było za słabe nawet na to, aby spokojnie oglądać telewizję.
- Z 220 volt docierało do mnie najwyżej 160. Odpowiedniej fazy nie było - twierdzi pan Mieczysław. - A jak już chciałem jakąś maszynę włączyć, to zaraz korki mi wybijało. Uznałem, że skoro elektrownia nie jest w stanie zapewnić mi prądu, to sam go sobie stworzę - dodaje z uśmiechem.
Mężczyzna zakasał rękawy i zabrał się do pracy. Części do swojej maszyny wziął z wysypiska śmieci i od znajomych. Generator, który stworzył, powstał ze starych akumulatorów z autobusów, chłodnicy, prądnicy i kilku turbin. Wynalazek pana Mieczysława stoi w niewielkiej i cuchnącej smarem szopie. Jak na cud techniki wygląda prymitywnie. O wrażenia wizualne tu jednak nie chodzi.
Na tlen i wodór
- Części z NASA nie wziąłem, więc mój reaktor nie może przypominać lśniącego promu kosmicznego - żartuje elektryk. - Może jest brudny, ale budowałem go przez lata i jestem z niego dumny - dodaje.
Do uruchomienia reaktora potrzeba prądu z gniazdka. Kiedy jednak maszyna zaczyna działać, już sama wytwarza prąd.
- To bardzo proste. Reaktor rozdziela wodę na wodór i tlen - wyjaśnia pan Mieczysław, włączając kolejne przyciski. - Tlen się ulatnia, a dzięki odpowiedniemu przetworzeniu wodoru powstaje energia. To cała filozofia - zapewnia.
Będą współpracować?
Pan Mieczysław w garażu ma specjalną skrzynkę, gdzie wedle uznania przełącza się bądź to na prąd z elektrowni, bądź na własny reaktor. - Teraz zasilanie pochodzi z mojej maszyny. Chodźmy do domu - zaprasza racjonalizator. - O proszę, lampa świeci. Telewizor też gra jak trzeba - cieszy się wynalazca.
Prace badawcze nad pozyskiwaniem energii z wodoru trwają od wielu lat. Naukowcy, z którymi rozmawialiśmy o urządzeniu stworzonym przez pana Mieczysława, nie kryli zainteresowania.
- Jest u nas wielu badaczy, którzy zajmują się tą tematyką. Pewnie, gdyby ten pan zechciał, podjęliby współpracę - mówi profesor Andrzej Rusin z Instytutu Maszyn i Urządzeń Energetycznych Politechniki Śląskiej w Gliwicach. - Gdyby tak łatwo można było uzyskiwać energię z wody, byłaby to prawdziwa rewolucja - dodaje.