Na razie tylko jedno jest pewne - straszliwa zbrodnia wstrząsnęła całą Kanadą.
Miasteczko Surrey, apartament usytuowany na 15. piętrze drapacza chmur. To tam policja odnalazła ciała sześciu osób. O makabrycznym znalezisku poinformował anonimowy mężczyzna, który zadzwonił na komisariat i opowiedział o ulatniającym się z jednego z apartamentów gazie. Człowiek bał się, że ktoś mógł być w mieszkaniu i zatruć się śmiertelnymi oparami.
Gdy zaalarmowani policjanci pojawili się na miejscu, okazało się jednak, że to nie gaz był przyczyną śmierci wciąż niezidentyfikowanych ludzi. W całej sprawie jest wiele znaków zapytania, ale policja co do jednego nie ma już wątpliwości: to było zbiorowe morderstwo, jedno z tych, o których ostatnimi laty głośno mówi się w opanowanym przez handlarzy narkotyków kanadyjskim mieście.
- Nie zdołaliśmy jeszcze stwierdzić, czy był to napad rabunkowy, celowy atak czy też zbiorowe samobójstwo. Badamy wszystkie te wersje - powiedział Dale Carr, komendant Kanadyjskiej Królewskiej Konnej Policji. Przeprowadzane w poniedziałek sekcje zwłok być może wyjaśnią, w jaki sposób morderca uśmiercił swoje ofiary.