Zaciszna uliczka na warszawskim Żoliborzu. Po chodnikach biegają wiewiórki. Nagle podjeżdża elegancka limuzyna z prezydenckiej stajni. Wyskakuje z niej szczupły, siwy kapłan z charakterystycznym białym szalikiem na szyi. Dlaczego zdecydował się zostać kapelanem prezydenta? - Jestem przede wszystkim zwykłym księdzem, nie jakimś dygnitarzem. A każdemu księdzu zależy, żeby być w sercach ludzi i pomagać w dochodzeniu do Boga. Teraz próbuję to robić dla ludzi z otoczenia prezydenta oraz niego samego - tłumaczy.
Prezydent modli się jak dziecko
Ksiądz Indrzejczyk codziennie w pałacowej kaplicy odprawia mszę świętą. Słucha spowiedzi i najzwyczajniej w świecie rozmawia, również z prezydentem. - Prezydent przychodzi do księdza i mówi, że chce porozmawiać? - pytam, a ksiądz tajemniczo się uśmiecha: - Albo przychodzi, albo ja idę do niego - odpowiada kapelan.
Kapelan opowiada o prezydencie, że zawsze był człowiekiem wierzącym, praktykującym i takim pozostał. Nigdy nie afiszował się swą religijnością, ale i jej nie ukrywał. Chodził do kościoła, gdy był zwykłym człowiekiem, chodzi i jako prezydent. - Prezydent bardzo pobożnie się modli. Ma taką dziecięcą wiarę, w której się zanurza. Podczas modlitwy jest bardzo skupiony i nigdy jej nie skraca - opowiada ksiądz Indrzejczyk.
Gdy mówię księdzu, że uchodzi za osobę, która zna wszystkie tajemnice głowy państwa, lekko się uśmiecha. - Nie chodzę i nie opowiadam po mieście, o czym z prezydentem rozmawiałem, nie pomagam też w dostaniu się do prezydenta czy pierwszej damy. Tak sobie ustaliliśmy i tego się trzymam - mówi nam ks. Indrzejczyk. Po chwili dodaje: - Prezydent jest człowiekiem wrażliwym, którego łatwo skrzywdzić. On nie przechodzi nad różnymi problemami do porządku dziennego. Przeżywa. Martwi się tym, gdy coś nie wychodzi między ludźmi. Zarówno jeżeli to dotyczy jego rodziny, jak i spraw Polski.
Od Kuronia po Kaczyńskich
Prezydencki kapelan to chodząca historia polskiego Kościoła. Wyświęcony na księdza w 1956 roku przez kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przez 20 lat pracował w szpitalu w Tworkach z osobami chorymi psychicznie. Za jego sprawą kościół w Tworkach w niedzielę pękał w szwach, bo ludzie zjeżdżali na msze także z innych parafii. Odprawiał "Msze za Ojczyznę", angażował się w kolportaż podziemnej prasy. Dlatego był stale pod lupą Służby Bezpieczeństwa.
W 1986 roku trafił na warszawski Żoliborz. Po sąsiedzku miał parafię św. Stanisława Kostki, gdzie jeszcze dwa lata wcześniej proboszczem był ksiądz Jerzy Popiełuszko i gdzie gromadziła się patriotyczna opozycja. W tym czasie poznał rodziców obecnego prezydenta - Jadwigę i Rajmunda, Jarosława oraz Lecha Kaczyńskich, który wtedy mieszkał w Gdyni, ale często bywał na Żoliborzu.
- Ksiądz Roman zna chyba wszystkich najważniejszych ludzi opozycji, kultury i sztuki - mówi o księdzu Indrzejczyku Maciej Kuroń, syn Jacka. - Bywał w naszym domu, a potem ojca pochował. To nadzwyczajny kapłan, jakby żywcem wzięty z Pisma Świętego.
- Znamy się i lubimy. To nietuzinkowy ksiądz, któremu udało się skupić wokół siebie na Żoliborzu mądrych i wrażliwych ludzi - dodaje ojciec Jacek Salij, dominikanin.
Przywilejów nie oczekuję!
Ksiądz jest formalnie zatrudniony w Kancelarii Prezydenta i co miesiąc dostaje stamtąd wysoką pensję. - Wiadomo, że z czegoś trzeba żyć, ale gdybym nic nie zarabiał, to też bym pracował dla prezydenta. Przywilejów nie oczekuję - przekonuje ksiądz.
- To skromny, zwyczajny człowiek - oceniają go parafianie z Żoliborza. Jeden z nich napisał w Internecie: "Znam go od lat. Dał mi maturę z religii... I ochrzcił moje nieślubne dziecko".