Dostałam zaproszenie do teatru. Miało mi być ono wręczone w Klubie Prasy. Zastanawiałam się, kto mi je da, czy kelner, czy może szatniarz. Nagle podszedł do mnie nieduży brunecik i wręczył zaproszenie, po czym powiedział, że on też idzie, więc poszliśmy razem do tego teatru. I tak się zaczęło.
Myślałam, że będzie tak jak zawsze, jak z innymi kolegami. Odprowadzi mnie do domu, a w bramie będzie mi chciał skraść całusa. Ani mnie do tej bramy nie odprowadził, ani nie dał całusa, więc zainicjowałam kolejną randkę i kolejną, aż wreszcie się zakochałam.
Gdy spędziłam pierwszą noc z Krzysztofem i rano wychodziłam z jego domu, z piskiem opon zahamował Jerzy Gruza (80 l.). Poprosił mnie o numer telefonu i obiecał, że zadzwoni i zaangażuje mnie do filmu, tylko teraz strasznie się spieszy. Dałam mu numer Toeplitza, bo swojego nie miałam.
Gruza dojechał na spotkanie, usiadł obok Toeplitza i pochwalił się, że wyrwał niezłą laskę. Na co Krzysztof spokojnym tonem powiedział, że to jego numer, a ta laska właśnie wyszła z jego łóżka. Do dziś kochamy się z Gruzą platonicznie, a roli w jego filmie nadal nie dostałam.
Zdradziłam Toeplitza z Mrożkiem
Szybko zaszłam w ciążę, zamieszkaliśmy z Krzysztofem na Starówce, w 1960 roku urodził się Kasper. Nasz związek trwał kilka miesięcy. Rozstaliśmy się, bo nie pasowaliśmy do siebie. Krzysztof był autorytatywny. Denerwował się, jak zaczęłam się pokazywać na okładkach. "Dwie gwiazdy pod jednym dachem to było za dużo" - twierdził. Chciał mnie zmienić. Mówił do mnie Kasiu, chciał, żebym się inaczej ubierała, malowała.
Pewnego dnia odwiedził nas Sławomir Mrożek (82 l.). Wiórkowałam właśnie podłogę, byłam bez makijażu, z grubą warstwą kremu na twarzy. Gdy go zobaczyłam, zamurowało mnie. Pokazałam drogę do gabinetu Krzysztofa i szybko się przebrałam.
Włożyłam szpilki, spódnicę, umalowałam się. Nie wierzył, że to ja otwierałam mu drzwi, zaczął się ze mną na nowo witać i mi się przedstawiać. Zawieźliśmy Krzysztofa na spotkanie w Bristolu i pod pretekstem powrotu po coś wróciliśmy do mieszkania. Zdradziłam Krzysztofa i w tej samej chwili postanowiłam się z nim rozstać.
Moim mężem był Tadeusz Pluciński (86 l.). To był jedyny błąd w moim życiu. Małżeństwo trwało trzy miesiące, rozwód ciągnął się trzy lata. To była przestroga, żeby w sprawach związków nie słuchać rodziców. Ojciec nalegał, żebym wyszła za mąż, bo słyszał, że mieszkam z jakimś panem bez ślubu.
Kolejnym moim partnerem był Wacek Kisielewski (†43 l.). Wspaniały romantyczny pianista. Wrażliwy, inteligentny. Współżycie z nim było trudne, bo był alkoholikiem i hazardzistą. Grywał w kasynach, w ruletkę i pokera, przegrał większość moich oszczędności.
Ja zarabiałam, Jean Pierre zajmował się domem
W Paryżu natomiast poznałam muzyka. Jean-Pierre był łagodnym mężczyzną. Żyliśmy razem 13 lat. Mamy dwójkę dzieci - Baltazara i Ernestynę. Ja zarabiałam pieniądze i kupowałam mieszkania, on dbał o dom. Gdy się rozstaliśmy, zostawiłam mu mieszkanie, dwa samochody i dom na wsi.
Postanowiłam zacząć wszystko od nowa. Kupiłam mieszkanie i do dziś to kupowanie mieszkań jest moją pasją. Mam ich obecnie 16. Moje dzieci są wspaniałe i też szalone. Cała trójka żyje z muzyki. Dziś czuję się wolna, mogę robić to, co chcę. Moje miejsce jest w samolocie, bo uwielbiam podróżować. Myślę, że najciekawsze jest to, co wydarzy się jutro.