Ostatni weekend marszałek spędzał z małżonką w Juracie. Spacerowali po plaży, a następnie wstąpili do knajpy. Tam miło spędzali czas przy wódeczce, a znany polityk skusił się także na lody. Jednak, gdy przyszło do płacenia rachunku, za wszystko musiała zapłacić żona. Jeszcze tego samego popołudnia marszałek miał kolejną okazję do tego, żeby nic nie wydać. Kiedy żona weszła do sąsiedniego sklepu po małe zakupy, polityk SLD udał się do warzywniaka obok. Wziął do ręki śliwkę, zjadł ją, a następnie odszedł, nie płacąc za owoc. Czyżby był tak głodny, że nie mógł się powstrzymać? Otóż nie. Marek Borowski tłumaczy, że to była tylko degustacja. - Śliwki nie były smaczne. Ta, którą zjadłem, była twarda i postanowiłem ich nie kupować - wyjaśnia "Super Expressowi".
Zobacz: Ks. Lemański IMPERTYNENCKO o Szydło: Łże jak bura s**a
Przeczytaj też: SKANDALICZNE słowa szefa POT! Błyskawiczna reakcja ministra Bańki, jest dymisja!
Polecamy: WOJNA w PO! Bunt Budki, chamska pyskówka do senatorów Schetyny