Do zdarzenia z udziałem posła doszło w sobotni wieczór w miejscowości Ruda (woj. kujawsko-pomorskie). Polityk wyjechał z pola traktorem, do którego miał doczepiony agregat uprawny. Jak później potwierdziła policja, maszyna była nieoświetlona. I właśnie w nią uderzył ford galaxy, którym kierowała pani Katarzyna. Razem z nią w aucie jechały cztery osoby. Jedna z nich straciła przytomność, na szczęście nie stało się jej nic groźnego.
- Pan poseł nie próbował nawet mnie ominąć. To ja musiałam manewrować. Zaczepiłam o agregat i zjechałam do rowu, uderzając w pustaki - opowiada nam Katarzyna Rzepka. - Poseł początkowo twierdził, że to nie jego wina i zasłaniał się legitymacją poselską oraz immunitetem. Nie chciał rozmawiać z policjantami, których wezwał mój pasażer. Czekał na "swoich" policjantów i rozmawiał tylko z nimi. Nie przyjął też mandatu. Zrobił to dopiero dzień później na komisariacie - twierdzi pani Katarzyna.
Za spowodowanie kolizji polityk dostał karę 500 zł i 6 punktów. W chwili zdarzenia był trzeźwy. Poseł twierdzi, że do wypadku doszło przypadkowo.
- Ale nie zasłaniałem się immunitetem. Policjanci wykonywali swoje czynności, wystawili mi mandat i go przyjąłem. Nie wiem, dlaczego poszkodowani tak mówią, może w emocjach. Będę chciał ich przeprosić - mówi Zbonikowski.
- To prawda, przekazał nam, że chce nas przeprosić i jest mu przykro, ale co to nam da, te jego przeprosiny? Zniszczył samochód, którym moja mama jeździ do pracy. Policjant powiedział, że miałam dużo szczęścia, że przeżyłam. Gdybym była grubsza i wyższa, mogłabym zginąć, a na pewno odniosłabym poważniejsze obrażenia - mówi pani Katarzyna.
Poseł PiS Łukasz Zbonikowski w tarapatach