Czwartkowe popołudnie. W jednej z modnych knajp na krakowskim Rynku gości obsługuje uśmiechnięty, przystojny kelner. Do jednych zagaduje w języku angielskim, innym proponuje wyśmienitą kawę. Widać, że jest w swoim żywiole, a jego klienci w pełni zadowoleni.
Tym kelnerem jest nie kto inny, tylko Łukasz N., główny bohater afery podsłuchowej, która wybuchła dokładnie rok temu. To on, pracując w restauracji Sowa i Przyjaciele, nagrywał rozmowy polityków i biznesmenów. W trakcie śledztwa prowadzonego przez warszawską prokuraturę przyznał się do nagrania kilkudziesięciu takich spotkań, m.in. słynnej rozmowy prezesa NBP Marka Belki i byłego szefa MSW Bartłomieja Sienkiewicza, w której ten ostatni mówił, że "państwo polskie to ch. d... i kamieni kupa", a także rozmowy szefa CBA Pawła Wojtunika i byłej wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej. Za nagrania Łukasz N. miał być sowicie opłacany przez biznesmena Marka Falentę. Według kelnera, to on zlecał zakładanie podsłuchów. Falenta stanowczo jednak temu zaprzecza.
Kiedy dzwonimy do jego nowego miejsca pracy, krakowskiej restauracji, i prosimy o rozmowę z nim, słyszymy stanowczą odmowę. - Prosimy nie łączyć naszej restauracji z aferą taśmową. Pan Łukasz niczego nie będzie komentował ani rozmawiał - ucina menedżerka lokalu, prosząca o niepodawanie w mediach nazwy restauracji.
Co ciekawe, od wybuchu afery Łukasz N. miał przebywać w mieszkaniu operacyjnym policji, chroniony 24 godziny na dobę przez oficerów służb. Miał też pozostać pod opieką policji do początku procesu. Jak widać, mimo ujawnienia akt śledztwa afery taśmowej przez Zbigniewa Stonogę, dymisji ministrów w rządzie Ewy Kopacz, w tej sprawie nadal dzieją się dziwne rzeczy.
Zobacz: To oni rozwalili Platformę!