W ostatnią sobotę tuż przed godz. 13pan Piotr jechał z 10-miesięczną córeczką ul. Filaretów w Lublinie. To dwupasmowa droga łącząca dwie dzielnice. - Nagle z bocznej ulicy wyjechało audi. Centralnie, na środek drogi - opowiada mężczyzna. Na szczęście udało mu się odbić w lewo i zahamować. - Odpuściłem sobie nerwy i ruszyłem dalej, zostawiając za sobą pirata - dodaje pan Piotr. W lusterku zobaczył jednak coś, co zmroziło mu krew w żyłach. Samochodem, który jechał za nim, nosiło na boki, a na pobliskim rondzie auto wjechało na krawężnik. - Zadzwoniłem na policję. Przepuściłem audi przed siebie i jechałem za nim - dodaje mężczyzna. Auto skręciło w osiedle i zatrzymało się pod kościołem przy ul. Skierki. Kierowca chwiejnym krokiem poszedł na plebanię.
- Kiedy zrozumiałem, że to ksiądz, oniemiałem. Uczy, jak żyć i postępować, a sam... Przecież mógł nas zabić - zżyma się pan Piotr.
Zobacz: Makabryczne morderstwo w Warszawie. ODCIĄŁ GŁOWĘ konkubinie! Naśladowca Kajetana?
Okazało się, że proboszczowi tego kościoła ani przez myśl nie przeszła skrucha. Kiedy pojawili się policjanci, najpierw przez 10 minut nie chciał otworzyć drzwi plebanii. W końcu pojawił się w nich, ledwie stał na nogach. - Samochodem jeździł siostrzeniec - bełkotał. Nie potrafił jednak powiedzieć, gdzie jest rzekomy krewny.
Funkcjonariusze nie uwierzyli duchownemu, zabrali go na komendę. - Badanie alkomatem 53-letniego mężczyzny dało wynik 2,2 promila. Usłyszał zarzut kierowania samochodem pod wpływem alkoholu - informuje Renata Laszczka-Rusek z KWP Lublin.