Jego małżeństwo z Agnieszką (31 l.) rozpadło się błyskawicznie. - Żona bez jednego słowa odeszła ode mnie w 2011 r. Spakowała się, zabrała naszych synów i zniknęła - opowiada pan Paweł. Nie mógł się z tym pogodzić i gdy odnalazł żonę, zabrał do siebie starszego syna Jakuba. - Młodszy synek wtedy spał i chociaż do dziś nie mam z nim kontaktu, wciąż o niego walczę - tłumaczy mężczyzna. Od tamtej pory trwa też spór małżonków o prawo do opieki nad Jakubem. Po wędrówkach od biegłego do biegłego Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny wydał opinię, że chłopiec powinien opuścić dom ojca. Sąd I i II instancji postanowił tak samo. Paweł Grzesiak jednak nie ustępuje. - Biegli, na których opiniach bazuje sąd, działają stronniczo według schematu myślowego z początku ubiegłego wieku, nie patrząc na dobro dziecka - mówi i dodaje, że ma opinie innych psychologów, którzy twierdzą, że chłopiec powinien zostać z nim.
Kuratorzy już trzy razy (w tym dwa razy w asyście policji) próbowali odebrać chłopca ojcu, ale za każdym razem Jakub tak płakał i wołał za tatą, że nie udało się im wykonać postanowienia sądu. Agnieszka G. twierdzi, że syn jest zastraszany przez ojca i walka o dziecko trwa. - Zarzuca mi się nieprzestrzeganie postanowień sądu, tylko nikt nie bierze pod uwagę woli dziecka, które u matki nie chce mieszkać - podkreśla pan Paweł.