Sprawa zaczęła się od artykułu "Super Expressu", w którym ujawniliśmy, że będąca pod wpływem alkoholu posłanka Gosiewska rozpętała awanturę na lotnisku w Charkowie. Posłanka spóźniła się na odprawę i próbowała wymóc na obsłudze lotniska wstrzymanie samolotu. Z naszych informacji wynikało, że była pod wpływem alkoholu. - Każdy z nas jest człowiekiem. A w dodatku to był pierwszy dzień świąt. Miałam za sobą jedno piwo... - tłumaczyła się nam Gosiewska.
Czytaj też: KONIEC ŚWIATA nadchodzi! Brak ZIMY oznacza zagładę? Nie ma śniegu, gdzie jest zima?
Po tym, gdy sprawą zainteresowały się inne media, posłanka Gosiewska zmieniła wyjaśnienia i zaczęła odgrywać rolę niewinnej ofiary. - Podejmuję trudne tematy, zajmuję się polityką wschodnią, narażam się sowieckiej agenturze grasującej swobodnie po naszym kraju - zaczęła się idiotycznie bronić.
Ale wystarczyła mała dziennikarska prowokacja i posłanka PiS opowiedziała nam ze szczegółami o sprawie. - Biuro ambasadora Polski w Kijowie. (.) Ma pani zostać odznaczona orderem wolności na Ukrainie. (.). Ale jest to wydarzenie w Charkowie - mówił nasz dziennikarz, podając się za urzędnika ambasady. A ona ujawniła, że piła alkohol z lokalnym biskupem. - Ja nie mogłam jednego argumentu użyć, który by tę sprawę bardzo wyjaśnił: przecież nocowałam w kurii biskupiej. I wyjeżdżałam od księdza biskupa. I tego argumentu nie użyłam z wiadomych względów, żeby księdza biskupa w to wszystko, w ten cały brud nie mieszać - przekonywała Gosiewska. - No przecież nie powiem, że napiłam się wina z księdzem biskupem - z rozbrajającą szczerością wyznała Gosiewska.
Wiadomo, łatwiej zasłaniać się rosyjską agenturą, niż przyznać, że piło się z biskupem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail