Irenka przyszła na świat w rok po II wojnie światowej.
- Po powrocie z obozów niemieckich rodzice zamieszkali w Srebrnej Górze u dziadków. Tam przyszłam na świat. Po roku przeprowadziliśmy się do Gdańska. Mama nie pracowała, bo opiekowała się nami, tj. czwórką dzieci. Pracował więc tylko ojciec, był szewcem ortopedą. Niestety, miał problemy z alkoholem. Pił, bo mówił, że aby cokolwiek załatwić, trzeba się napić z kolegami - tak piosenkarka wspominała swoje dzieciństwo.
I choć Jarocka szybko zaczęła robić karierę, bolesne przeżycia powodowały, że całe życie bała się biedy.
- Pamiętam, rodzice wysyłali nas czasami do sąsiadów po pożyczkę. Na nasz widok drzwi nieraz się zamykały. To było takie poniżające. Do dziś to pamiętam, do dziś boję się biedy... - mówiła szczerze.
Talent u małej Irenki odkryła mama.
Zaprowadziła córkę do chóru Katedry Oliwskiej i do prof. Haliny Mickiewiczówny, która pomogła jej dostać się do średniej szkoły muzycznej w Gdańsku na wydział wokalny.
- Po maturze zdawałam na architekturę, ale nie dostałam się. Poszłam więc do studium nauczycielskiego wychowania fizycznego i biologii. Chciałam mieć jakiś zawód, na wszelki wypadek - opowiadała Jarocka.
Piosenkarka szybko wspinała się po szczeblach kariery. Występowała w gdańskich klubach Rudy Kot i Żak. Zdobywała laury na festiwalach.
- A w Studiu Piosenki poznałam Mariana Zacharewicza, który później został moim mężem. To on przedstawił mnie Sewerynowi Krajewskiemu, który z Krzysztofem Dzikowskim napisał dla mnie "Gondolierów znad Wisły". To był mój pierwszy wielki przebój - wspominała artystka.
Po sukcesach w kraju o Irenę upomniał się świat.
Wyjechała do Paryża na stypendium. Nie było jej lekko. Chorowała, brała leki psychotropowe, próbowała popełnić samobójstwo.
- Śpiewałam w rosyjskim kabarecie Chez Raspoutine za głodową stawkę. Ciągle chorowałam na anginę, ale musiałam śpiewać. Aż pewnego dnia trafiłam do szpitala z polipami na strunach głosowych - mówiła Jarocka.
Po operacji nie wolno jej było śpiewać. By przeżyć, prowadziła domy dwóch zaprzyjaźnionych rodzin.
- Byłam bardzo młoda i zupełnie nieprzygotowana psychicznie na wyjazd do Paryża. Czułam się tam samotna, zostawiona samej sobie. Miałam koszmary senne, brałam leki psychotropowe. Pewnej nocy nie wytrzymałam, połknęłam całą garść. Ale się obudziłam. Po 24 godzinach - opowiadała "Super Expressowi" Jarocka.
W Paryżu odwiedził artystkę Marian Zacharewicz: - Przywiózł mi piosenkę "Wymyśliłam cię". Postanowiłam: wrócę do Polski.
I wróciła. A piosenka stała się wielkim przebojem. Irena poślubiła Mariana. Jednak po 6 latach para się rozwiodła. - Pracowaliśmy na okrągło. Nie mieliśmy czasu na dziecko, na dom, na zwyczajne życie - oceniała swoje małżeństwo piosenkarka.
Przyznała też, że na decyzję o rozwodzie miał też wpływ jej wypadek.
- Wracałam z koncertu. Do domu wiózł mnie Michał Sobolewski, mój przyszły mąż - zwierzała się Jarocka.
Poznali się w Leningradzie, gdzie on studiował, a ona koncertowała. Ponownie spotkali się po 9 latach na jednym z koncertów artystki. - Stara znajomość odżyła. Tego dnia Michał wiózł mnie maluchem do domu na warszawskim Marymoncie. Na ul. Anielewicza wpadł na nas duży samochód - wspominała dramatyczne chwile. Piosenkarka wypadła przez przednią szybę, uderzając głową o kant otwierającej się pokrywy silnika. W szpitalu przy ul. Kasprzaka dyżur miał dr Zbigniew Religa.
- Ponad pół doby byłam nieprzytomna. Kiedy się obudziłam, zaczęłam przewartościowywać moje życie. Michał wpadał do szpitala co chwila. Był dla mnie jak balsam - mówiła.
Irena i Michał po jej rozwodzie pobrali się. - W roku 1982 przyszła na świat nasza córka Monika. Spełniło się moje marzenie o prawdziwym domu - opowiadała Jarocka.
W 1989 r. jej mąż dostał pracę w USA. Mieszkali w Lubbock w Teksasie, gdzie Sobolewski był profesorem na Texas Tech University.
W 2008 r. artystka wróciła do Polski. Znów koncertowała, nagrywała płyty.
Irena Jarocka zachorowała latem ubiegłego roku. 14 listopada trafiła do hospicjum. W ubiegłym tygodniu jej stan się pogorszył. Piosenkarka zmarła w jednym z warszawskich szpitali. Do końca czuwał przy niej ukochany mąż.