- Nie mieści mi się w głowie, że coś takiego mogło w ogóle wydarzyć się w naszym kraju - mówi pan Rafał.
Takich obchodów Święta Niepodległości Rafał Gołuch się nie spodziewał. Przyleciał na nie z kolegą aż z Wielkiej Brytanii, gdzie od blisko 8 lat pracuje i mieszka. W piątek, po nocy spędzonej w hostelu na Nowym Świecie, spotkali się z kolegami z rodzinnej Gdyni, zjedli śniadanie na Krakowskim Przedmieściu i z biało-czerwonymi szalikami ruszyli w stronę pl. Konstytucji, skąd miał wyruszyć Marsz Niepodległości. - Szliśmy w pięciu Nowym Światem i przy tej fatalnej Krytyce Politycznej zobaczyliśmy tłum ubranych na czarno ludzi - opowiada pan Rafał.
TO BYŁO ANTYPOLSKIE ZACHOWANIE
O tym, że to Niemcy, dowiedzieli się, gdy ich mijali. - Ciepło nam się zrobiło i chcieliśmy przejść na drugą stronę ulicy. Nagle usłyszeliśmy krzyki i zorientowaliśmy się, że zaszli nas półkolem. Chwilę później rzucili mnie na ziemię, dostałem w głowę, chyba butami i pałkami, i straciłem przytomność - mówi pan Rafał. Jak przez mgłę pamięta, że ktoś wciągnął go do pobliskiej kawiarni, otarł krew i próbował wezwać pomoc. Gdy trafił do szpitala, usłyszał od lekarzy, że miał dużo szczęścia. Ma złamaną kość oczodołu, siniaki na głowie i nodze.
Jest wstrząśnięty tym, co się stało. Tym bardziej że jego zdaniem wszyscy wiedzieli, co się szykuje. - To było antypolskie zachowanie, a państwo i jego instytucje się zupełnie nie spisały. Oni nie powinni tu w ogóle dojechać - mówi o grupie niemieckich anarchistów. - Ci Niemcy pokazali swoim zachowaniem, że to im najbliżej do faszystów - mówi nie kryjąc złości.