Swoje prace nad wyjaśnianiem katastrofy smoleńskiej Antoni Macierewicz wraz z zespołem składającym się z posłów i senatorów PiS zaczął niedługo po przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego (64 l.) z Bronisławem Komorowskim (61 l.) wyborach prezydenckich. Dokładnie 20 lipca 2010 r. Zwieńczeniem pierwszego etapu prac była "biała księga" zaprezentowana w połowie czerwca 2011 r., będąca odpowiedzią na raport komisji Jerzego Millera (61 l.) i rosyjski raport MAK. Co z niej wynikało? Że to głównie Rosjanie są odpowiedzialni za katastrofę. PiS zarzuciło wówczas stronie rosyjskiej fałszowanie kopii czarnych skrzynek, niszczenie wraku samolotu, świadome wprowadzanie w błąd polskich pilotów przez rosyjskich kontrolerów i "naprowadzanie ich na śmierć".
Kiedy pod koniec 2011 r. do zespołu Antoniego Macierewicza dołączyli eksperci, prof. Wiesław Binienda (57 l.), dr Kazimierz Nowaczyk (61 l.) i dr Grzegorz Szuladziński (73 l.), PiS całkowicie wykluczyło wersję o wypadku i zderzeniu z brzozą. Pojawiła się za to inna: o dwóch wybuchach na pokładzie tupolewa. Taki jest też cząstkowy wynik prac komisji Macierewicza. Zdaniem dr. Szuladzińskiego do pierwszej eksplozji, w wyniku której tupolew miał stracić część lewego skrzydła, doszło z lewej strony, a druga nastąpiła wewnątrz kadłuba. Kto miał podłożyć ładunek wybuchowy? Według Stanisława Pięty (42 l.), posła PiS i członka komisji Macierewicza, zrobili to Rosjanie. - Wiele wskazuje na to, że materiały wybuchowe podłożono w Samarze, czyli miejscu, w którym tupolew był remontowany. Za najbardziej prawdopodobną hipotezę uznaję taką, że to rosyjskie służby specjalne zorganizowały zamach. W ramach zemsty za zaangażowanie Lecha Kaczyńskiego w wolność dla Gruzji - przyznaje nam Pięta.
Oliwy do ognia dolała też publikacja "Rzeczpospolitej" z października 2012 r. o trotylu na pokładzie samolotu. Mimo że prokuratura wojskowa, prowadząc śledztwo, temu zaprzeczyła, Jarosław Kaczyński wytoczył najcięższe działo. "Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta i ważnych przedstawicieli życia publicznego, to niesłychana zbrodnia i każdy, kto miał z tym coś wspólnego, również choćby uczestnicząc w matactwie i dezinformacji, musi ponieść tego konsekwencje i w tym kierunku będziemy działali" - grzmiał na posiedzeniu komisji Macierewicza prezes PiS. Tymczasem pod koniec zeszłego roku na jednym z posiedzeń zespołu Stanisław Zagrodzki, krewny Ewy Bąkowskiej (48 l.), która zginęła w katastrofie smoleńskiej, zaprezentował wyniki badań laboratoryjnych jej ubrania i pasa bezpieczeństwa przeprowadzonych w USA. Analiza wykazała ślady trotylu. Tymczasem już dziś w związku z rocznicą Antoni Macierewicz ma przedstawić kolejne nieznane dotąd fakty dotyczące m.in. przygotowania lotu tupolewa czy przebiegu zdarzeń w Smoleńsku.
Tezy zespołu Macierewicza
Rosjanie nie mieli żadnych przeszkód w umieszczeniu ładunków wybuchowych na pokładzie prezydenckiego tupolewa, który był remontowany w Samarze.
Tupolew nie zderzył się z brzozą, lecz w wyniku dwóch wybuchów rozpadł się już w powietrzu.
Na pokładzie samolotu wykryto trotyl.
Maszyny pracujące na pokładzie samolotu uległy awarii przed kontaktem samolotu z ziemią.
Zamach miał być zemstą na prezydencie Lechu Kaczyńskim w związku z jego zaangażowaniem w sprawę Gruzji.
Do katastrofy doszło na terytorium rosyjskim.
Rosjanie mieli wszelkie możliwości zmanipulowania i sfałszowania śledztwa, bo polski rząd zrezygnował z badania przyczyn katastrofy na podstawie umowy międzynarodowej z 1993 r. dotyczącej wojskowych katastrof lotniczych.
Strona rosyjska prowadziła kampanię dezinformacji (kłamstwa o czterokrotnym podejściu do lądowania, przypisywanie polskim pilotom nieznajomości języka rosyjskiego czy obecność w kabinie rzekomo pijanego gen. Andrzeja Błasika, który miał naciskać na pilotów, aby lądowali).
Prokuratura rosyjska unieważniła pierwotne zeznania kontrolerów rosyjskich.
Rosja wciąż nie chce zwrócić Polsce wraku i czarnych skrzynek.
Nadal nie została dokonana rekonstrukcja lotu tupolewa.
Polska prokuratura nie przeprowadziła sekcji zwłok wszystkich ofiar katastrofy.