Ośrodek oświatowo-szkoleniowy "Arkadia" w Kazimierzu Dolnym, dochodzi godz. 19. Urzędasy mają już za sobą kilka godzin rozmów. Widać, że opadają z sił. Ale nikt nie ma zamiaru odpoczywać.
Dyrektor Biura Polityki Społecznej Bogdan Jaskołd zarządza podczas kolacji drugą turę narady. Temat: jak poprawić los najuboższych mieszkańców stolicy. Dyskusja jest tak zacięta, że na stole musi pojawić się alkohol. Najpierw wjeżdża wino. Okazuje się ono jednak za słabe, by odpowiednio ukierunkować dyskusję. Rozmowa wyraźnie się nie klei. Zapada więc decyzja, że czas na wódkę. I okazuje się ona strzałem w dziesiątkę. Z każdą kolejną butelką rozmowy stają się coraz bardziej gorące. Urzędnicy zrzucają więc marynarki i ciasne żakiety. Dochodzi godz. 1 w nocy, a oni wciąż debatują. Zaróżowieni na policzkach, lekko zgrzani siedzą, a nawet podrygują nerwowo na parkiecie, bo przecież ruch sprzyja lepszemu przepływowi myśli...
Uczestnicy narady są świetnie zorganizowani. Nie przerywają dyskusji nawet wtedy, gdy na stole zaczyna brakować napojów. Dyskretnie wysyłają delegata po kolejny zapas trunków...
Cóż, po takiej naradzie nie sposób było nie zapytać, jakimi skończyła się ustaleniami. Mimo że przesłaliśmy pytania do warszawskiego Ratusza, nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Ustaliliśmy za to, że dwudniowe debaty kilkunastu urzędników wraz z pobytem w hotelu i wyżywieniem kosztowały podatników ok. 10 tys. złotych. Urzędasy wybawiły się za to, że hej!