- Nie mogłem lecieć, bo w niedzielę miałem się udać z wizytą do Stanów Zjednoczonych na rozmowy z amerykańskimi służbami specjalnymi - opowiada nam Janicki.
Zamiast niego poleciał ppłk Florczak, doświadczony oficer.
- W piątek był u mnie razem z porucznikiem Pawłem Janeczkiem (+37 l.), szefem prezydenckiej ochrony. Powiedziałem im: widzimy się po Waszym powrocie, wtedy omówimy kolejne zadania. Ale już nie zobaczę ich więcej - mówi łamiącym się głosem.
Dla wielu z nich miał nowe propozycje. Chciał, by szkolili młodych funkcjonariuszy.
Podpułkownik Florczak był warszawiakiem, w służbie od 21 lat. Pracował też przy produkcji serialu "Ekipa". Był głównym konsultantem przy scenach aktorów grających oficerów BOR. - Mam wyrzuty sumienia. To ja namówiłem go, by wrócił do służby. Zgodził się i odpowiadał za zabezpieczenia najważniejszych imprez państwowych. Był w ochronie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Znakomicie się sprawdzał, był moim wielkim przyjacielem - opowiada ze łzami w oczach szef BOR. - Przecież ja miałem lecieć tym samolotem. Tuż po katastrofie dostałem 137 SMS-ów, a w nich prośba: "Błagam Cię, tylko odpisz, że jesteś". Rozdzwoniły się telefony. Przyjaciele obawiali się, że nie żyję. Teraz czuję się, jakbym dostał życie po raz drugi... - opisuje Janicki.
W katastrofie oprócz swojego bliskiego przyjaciela stracił jeszcze siedmiu funkcjonariuszy i mł. chor. Agnieszkę Pogródkę-Węcławek (+35 l.). - Odeszły osoby nam bliskie, osoby, dla których służba w naszej formacji stała się sposobem na życie - zawiesza głos Janicki.