Dzieci spały, gdy w drzwiach ich pokoju stanął ojciec. Mariusz M. (34 l.) najpierw podszedł do łóżeczka Patrycji (†9 l.). Uniósł siekierę i jednym ciosem rozłupał jej główkę. Potem bez słowa wykonał egzekucję na śpiącym Natanie (†14 l.). Na koniec zostawił sobie żonę. Śpiącej Renacie (†35 l.) przystawił nóż do szyi i poderżnął gardło.
Kilka minut później tym samym nożem podciął sobie żyły... - O Boże... Co wstąpiło w tego człowieka? - pytają sąsiedzi. Jeszcze trzy dni temu na spacerze obejmował swoją żonę i bawił się z dziećmi. A wczoraj w nocy pozabijał ich bez litości!
Przeczytaj koniecznie: Przychodnia jak nowa
Kiedy w czwartek wieczorem pociechy Mariusza M. przebierały się w piżamki, a potem szły do rodziców po buziaka na dobranoc, w głowie ich ojca już kiełkował szatański plan wymordowania całej swojej rodziny. Niedługo po dzieciach spać poszła jego żona Renata (†35 l.). On zasnąć nie mógł. Wiedział, że tej nocy w ich mieszkaniu poleje się krew.
Gdy upewnił się, że wszyscy już głęboko śpią, chwycił za siekierę. Na palcach zakradł się do pokoju córeczki i bez zmrużenia oka uderzył ją w maleńką główkę, którą jeszcze niedawno przytulał. Krew trysnęła po ścianach. Potem podszedł do Natana. Siekierą rozpołowił jego czaszkę. Kilkadziesiąt sekund później wszedł do sypialni, którą dzielił z żoną. W ręku trzymał kuchenny nóż. Bez słowa podszedł do Renaty M., stanął nad jej głową, później jednym ruchem poderżnął gardło.
Kiedy upewnił się, że wszyscy już nie żyją, bezskutecznie próbował popełnić samobójstwo.
Sąsiedzi rodziny M. są w szoku. Małżonkowie uchodzili za wzorową parę.
- Byli świadkami Jehowy - mówią sąsiedzi. - Zawsze uprzejmi, kulturalni. Na swój sposób bardzo religijni.
Ich dzieci były lubiane w szkole i na osiedlu. - Bardzo dobrze się uczyły. Przyjaźniliśmy się z Natanem i Patrycją - opowiadają wstrząśnięci tragedią rówieśnicy z podwórka.
Co musiało się stać, że kochający mąż i ojciec w jednej chwili postanawia unicestwić własną rodzinę? Jeszcze dzień przed tragedią widziani byli na spacerze. Wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni. Wiadomo było, że Mariusz M. od kilku miesięcy nie pracował.
Bardzo źle to znosił i leczył się na depresję. Być może z każdym dniem spędzonym przed telewizorem zamiast w pracy pogłębiała się jego frustracja? Nie mógł już znieść myśli, że nie potrafi zapewnić swoim bliskim godnego życia i postanowił wszystkich wymordować?
Mężczyzna trafił do szpitala. Jego życiu nic nie zagraża. Wkrótce usłyszy zarzut potrójnej zbrodni. Grozi mu dożywocie.