Upadek prezydenta zapoczątkował artykuł w "Bildzie" z grudnia ubiegłego roku. Była w nim mowa o tym, że Wulff pożyczył pół miliona euro na korzystnych warunkach od żony znajomego biznesmena. Po tej publikacji posypały się kolejne. Media odkryły, że prezydent ochoczo korzystał z prezentów od bogatych ludzi biznesu.
Jak się w okazało, Wulff próbował wstrzymać publikację "Bilda". Naczelnemu tabloidu groził nawet sądem. Wszystko jednak na próżno. Doniesienia mediów uruchomiły prokuratorskie śledztwo. Prokuratura w Hanowerze zwróciła się do niemieckiego Bundestagu o uchylenie prezydentowi immunitetu. Kiedy Wulff się o tym dowiedział, zrezygnował z urzędu.
- Nasz kraj, Republika Federalna Niemiec, potrzebuje prezydenta, który bez ograniczeń może poświęcić się narodowym i międzynarodowym wyzwaniom, prezydenta, który cieszy się zaufaniem szerokiej większości obywateli. Z tej przyczyny nie jestem już w stanie reprezentować kraju- powiedział wczoraj Wulff. Zaznaczył jednak, że nie czuje się winny.