Było to możliwe dzięki ekshumacjom zbiorowych dołów śmierci ofiar komunistycznego terroru na powązkowskiej "Łączce". "Łupaszka", twórca i dowódca Wileńskiej Brygady AK słynącej m.in. z akcji przeciw NKWD, MO czy UB, jest jednym z 16 zidentyfikowanych. - Ja w to nie wierzyłam! Nigdy nie myślałam, że będzie można powiedzieć "Tu leży Łupaszk". Teraz można dopisać ten ostatni fragment do jego biografii - mówi nam Lidia Eberle, z domu księżna Lwow.
>>> Prezydent oddał hołd dowódcy Armii Krajowej
Nie była jego oficjalną żoną, ale gdzieś w 1944 roku powiedział o niej przy swoim adiutancie - oficjalna narzeczona, bo z żoną był w separacji. Dla jego córki Basi pani Lidia była potem jak matka. - Ale nigdy nie rozmawiałyśmy o tym, gdzie mógł być pochowany - mówi dziś. Ostatni raz widziała ukochanego w 1951 roku w więzieniu przy Rakowieckiej. - To cud, że mnie wpuszczono na widzenie. Zygmunt wyglądał dobrze, ale był bardzo smutny. Wiedział, że czeka go tu śmierć. Tych wyroków miał przecież kilka - opowiada księżna.
Wczoraj wzruszyła się, gdy kierujący ekshumacjami pełnomocnik IPN prof. Krzysztof Szwagrzyk prezentował schemat badań: - To był dół pod asfaltową alejką. Major leżał najwyżej. Wrzucono go jako ostatniego twarzą do ziemi. Wcześniej został zamordowany strzałem w tył głowy. Strzał odbył się z wysokości, bo otwór wlotu kuli jest wysoko na czaszce. A biorąc pod uwagę, że "Łupaszka" miał 179 cm wzrostu, możliwe, że więźnia prowadzono do piwnicy, a kat strzelał, stojąc wyżej na schodach.
Szwagrzyk przypomniał, że kilka miesięcy temu na Powązkach odbyło się symboliczne wyprowadzenie szczątków. - Wówczas nie wiedzieliśmy, że major znów pierwszy prowadził swoich żołnierzy. Choć tym razem już nie do walki...