Wojna, którą Rosja prowadzi na Ukrainie, trwa, a jednym ze skutków, który odczuwają kierowcy są znacznie wyższe ceny paliw. Choć na razie nie ma konkretnych przesłanek, które dają powody do obaw, coraz częściej mówi się o kryzysie dostępności paliw, który mógłby mieć fatalne skutki dla gospodarki. Europejska Rada Bezpieczeństwa Transportu (ETSC) i Międzynarodowa Agencja Energii postulują wprowadzenie surowszych limitów prędkości na drogach Unii Europejskiej - wszystko po to, by przez niższe zużycie paliwa w naszych autach, zmniejszyć konsumpcję ropy naftowej.
Pomysł jest dość kontrowersyjny, bo proponowane zmiany obniżyłyby limity prędkości do 100 km/h na autostradach, 80 km/h w terenie niezabudowanym i 30 km/h w miastach. O ile 30 km/h w miastach, dla większości europejskich krajów nie jest niczym szokującym, to obniżenie dopuszczalnej prędkości o 20, 30 czy (tak jak w Polsce) o 40 km/h na autostradach byłoby wyraźną zmianą, która nie cieszyłaby się raczej poparciem wśród kierowców. Dopuszczalna prędkość w terenie niezabudowanym zostałaby mocno zmniejszona (ze 100 km/h na 80 km/h) również w takich krajach jak Austria czy Niemcy.
Są również argumenty "za"
Z drugiej strony, prędkość 140 km/h na autostradzie należy do najwyższych limitów w Europie, a wielu kierowców w Polsce jeździ wolniej, niż pozwala na to limit. Wysokie spalanie w połączeniu z drogimi paliwami mocno daje się kierowcom we znaki i już teraz sprawia, że wielu z nas szuka sposobów na oszczędzanie i bardziej ekonomiczną jazdę. Czy limit prędkości do 100 km/h na autostradzie byłby na naszych drogach respektowany? Z pewnością nie przez wszystkich, choć okoliczności wprowadzenia ewentualnych zmian niejednego mogłyby zachęcić do spokojniejszego podróżowania. Pozostaje mieć nadzieję, że nie staniemy oko w oko z prawdziwym kryzysem dostępności ropy naftowej i nie będziemy musieli szukać sposobu na obniżenie zużycia paliwa, by móc w ogóle zatankować. Dopóki mamy zapasy (choćby i drogiego) paliwa, możemy czuć się znacznie bezpieczniej.