Aż trudno uwierzyć w relację z tego wydarzenia. Kilka groźnych wypadków, jazda pod prąd po autostradzie i brak świateł w środku nocy. Kierowca busa zrobił wszystko, by zagrozić innym uczestnikom ruchu, a gdy zatrzymała go policja, stwierdził, że jego działania nie były zamierzone. Wszystko zaczęło się jeszcze na drodze S8, w województwie dolnośląskim. Kierujący Renault doprowadził do kolizji, ale kontynuował podróż.
Sprawdź: Uciekał BMW przez ogródki i podwórka. Skończył kołami do góry - WIDEO
Policjanci otrzymali zgłoszenie, z którego wynikało, że dostawcze Renault pędzi pod prąd autostradą. Zanim mundurowi zdołali namierzyć niebezpieczeństwo w postaci starego Renault Master, jego kierowca spowodował kolejny, groźny wypadek. Uderzył czołowo w Mazdę, którego kierowca trafił do szpitala.
i
Gdy funkcjonariuszom udało się w końcu zlokalizować kierowcę busa, sami ledwo uniknęli zderzenia - nie miał on włączonych świateł, przez co w środku nocy, jadąc autostradą pod prąd, był niewidoczny dla innych. Mężczyzna został natychmiast zatrzymany. Po wykonaniu przez policjantów badania okazało się, że jest on trzeźwy. 62-latek póbował wytłumaczyć mundurowym, że był nieświadomy tego, że jedzie w kierunku niezgodnym z nakazanym na autostradzie i twierdził, że nie wie, w jaki sposób na nią wjechał. Jego sprawą zajmie się teraz sąd. Odpowie on za szereg popełnionych wykroczeń, m.in. spowodowanie zdarzeń drogowych oraz stworzenie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
