Był rok 1988, a Krzysztof Krawczyk wraz z rodziną przeprowadzał się do Warszawy. W drogę z Kołobrzegu wyruszyli wcześnie rano, po niemal nieprzespanej nocy, a zmęczenie wszystkim dawało się we znaki. Syn piosenkarza, 14-letni wówczas Krzysztof Krawczyk junior, siedział na przednim siedzeniu, a na tylnej kanapie spała żona muzyka, Ewa Krawczyk. Wokalista po latach opowiadał o wypadku i przyznał, że tego pechowego dnia, w samochodzie nikt nie miał zapiętych pasów.
Polecany artykuł:
Do okropnego zdarzenia, o którym usłyszała cała Polska, doszło niedaleko miejscowości Buszkowo. Krzysztof Krawczyk prowadził fiata w upalny dzień i powoli jechał za innym samochodem. Po chwili wyprzedził marudera, lecz na tym pamięć muzyka się urywa. Zasnął za kierownicą i wypadł z drogi na zakręcie. Wszyscy doznali poważnych obrażeń i ucierpieli w wypadku. Ewa Krawczyk wypadła przez przednią szybę, szczęśliwie doznając najlżejszych ran. Wokalista miał poważne obrażenia twarzy, zwichnięte biodro, złamaną rękę i nogę. Jeszcze mniej szczęścia miał syn, który doznał podobnych, ale dalej idących obrażeń - walka o życie Krzysztofa Krawczyka juniora trwała przez wiele dni, a cała Polska śledziła historię z zapartym tchem. Choć syn piosenkarza uszedł z życiem, do dziś odczuwa skutki wypadku, do którego doszło niemal 34 lata temu.
ZOBACZ TEŻ: Wdowa po Krzysztofie Krawczyku straciła pół renty po mężu. "Tu nie chodzi o moją kieszeń"

i
Krawczykowie, w chwili wypadku, jechali fiatem 125p, który był już wtedy przestarzałym samochodem. Biorąc pod uwagę fakt, że nie mieli zapiętych pasów, można mówić o niebywałym szczęściu. To prawdziwy cud, że wszyscy przetrwali, choć bez wysiłków lekarzy z pewnością finał tego zdarzenia byłby zupełnie inny.
Wielomiesięczny pobyt w szpitalu, długa rehabilitacja i straszne wspomnienia to jedna z najciemniejszych kart w historii Krawczyków. Dziś jest to także przestroga dla kierowców, którzy wyruszają w drogę niewyspani. Choć samochody przez lata stały się o wiele bezpieczniejsze, ludzkie możliwości nie uległy zmianie. To wciąż kierowcy są odpowiedzialni za los swój i pasażerów.