Marcin Prokop skubie brodę w amerykańskim klasyku. Co to za fura? - ZDJĘCIA

2021-01-02 10:36

Marcin Prokop dał się już poznać jako miłośnik klasycznych samochodów, a tym razem wskoczył za kierownicę Chevroleta z lat 90. Ten SUV odniósł ogromny sukces za oceanem, a w Polsce był praktycznie nieznany. Co to za fura?

Duże auto dla dużego faceta. Tą zasadą kieruje się chyba Marcin Prokop, bo co i rusz pokazuje na swoim koncie w Instagramie jakiś duży, ciekawy samochód. Jakiś czas temu pisaliśmy o jego BMW E30, które wyłamuje się co prawda spod tej reguły, ale warto dodać, że klasyczna "trójka" miała fotel dostosowany specjalnie do rosłego kierowcy. Tym razem, motoryzacyjny wybór dziennikarza przenosi nas jednak w zupełnie inne rejony.

SprawdźMarcin Prokop sprzedaje swojego klasyka! Co to za fura?

Marcin Prokop udostępnił zdjęcie, na którym widać, że jedzie Chevroletem Tahoe pierwszej generacji. Ten spory SUV jest praktycznie nieznany w Polsce, w Europie niewielu o nim słyszało, za to za Wielką Wodą sprzedawał się znakomicie.

Nie można jednak o nim napisać, że jest on "gigantem", bo o ile 5 metrów długości robi wrażenie, to daleko mu do jego większego krewnego, Chevroleta Suburbana, który miał w tym samym czasie nadwozie o długości aż 5,5 metra. Jak na europejskie warunki, Tahoe i tak jest spore i występowało w dwóch wersjach nadwozia - 5 i 3-drzwiowej.

Pod maską Tahoe mogły się znaleźć benzynowe silniki V8, choć podstawową jednostką była rzędowa "szóstka". Pojemności silników od 4.1 do 6.5 litra nie pozostawiają wątpliwości, że Tahoe produkowany od 1995 do 2000 to Amerykanin pełną gębą.

Klasyczny Chevy Tahoe nie jest raczej drogim samochodem w zakupie zakupie, choć w jego przypadku to nie cena stanowi problem. W dzisiejszych czasach, kłopotem może być znalezienie ładnego, zadbanego egzemplarza. Gdy już nam się to uda, musimy się liczyć ze słusznym zużyciem paliwa. Amerykańskie V8 są zazwyczaj dość spragnione benzyny i dają po kieszeni tym, którzy lubią słuchać bulgotu widlastego silnika.