Rutkowski został zatrzymany przez niemiecką policję, kiedy ścigał przestępcę podejrzanego o zlecenie napadu na biznesmena.
- Jechaliśmy za nim od granicy z Holandią w stronę Hannoveru. W pewnym momencie najwyraźniej zorientował się, że jest śledzony, gdyż gwałtownie przyspieszył. Nie mieliśmy wyboru i ruszyliśmy za nim w pościg - relacjonuje nam detektyw.
Momentami prędkość szaleńczej pogoni przekraczała 200 km/h. Rutkowski nie spoglądał na prędkościomierz, bo na większości autostrad w Niemczech nie ma ograniczenia szybkości.
A ścigany zbiegł!
- Najprawdopodobniej niemieckim kierowcom nie spodobał się nasz sposób jazdy. Jechaliśmy lewym pasem, kierunkowskazem dając znak, by ustąpić nam drogi. Jak widać, ktoś odebrał to jako spychanie z jezdni - mówi nam Rutkowski.
Około północy detektywa zatrzymali policjanci w nieoznakowanym radiowozie. - Pokazali mi film z wideorejestratora i zaproponowali mandat w wysokości 2,5 tys. euro. Kiedy pokazałem im swoje dokumenty i okazało się, że jestem detektywem, lekko zeszli z kary do 1750 euro - opowiada detektyw.
Mandat musiał uiścić na miejscu, inaczej niemieccy policjanci odholowaliby jego samochód. A co ze ściganym? - Wtedy udało mu się zbiec, ale depczemy mu po piętach - zapewnia.