Bohaterem tej historii jest niejaki Reuben Bemrose — wielki miłośnik motoryzacji z Nowej Zelandii — który w czerwcu ubiegłego roku wszedł w posiadanie kultowego Ferrari 456 GT. Samochód był w agonalnym stanie, ponieważ - jak mówi sam właściciel - auto odnalazł porzucone ze zniszczonym przodem. Kiedy Reuben przyprowadził samochód do swojej pracowni i przystąpił do pracy, aby dać autu drugie życie, padła decyzja, żeby pod maskę wmontować silnik Wankla. Koszt całej naprawy wyniósł około 13 tys. dolarów.
Sprawdź: Spłonął klasyk wart miliony złotych. Ferrari F40 strawione przez ogień w Monako - WIDEO
Kiedy Reuben pojawił się na największej w kraju imprezie miłośników Wankla, o jego nowym projekcie mówił już każdy. Skala zainteresowania była tak wielka, że o niecodziennym Ferrari dowiedział się nawet sam producent. Sprawę szybko nagłośniły media, mówiąc, że Ferrari pozwało właściciela za niszczenie wizerunku marki. Finalnie okazało się, że żadnego pozwu nigdy nie było.
Co więcej, wraz z dużym rozgłosem wielu internautów potępiło pomysł Reubena, jednak inni byli zdania, że autem należy jeździć, a nie za wszelką cenę trzymać pod kocem. Na tę chwilę nie wiadomo, jak dalej potoczą się losy Ferrari 456 GT z silnikiem Wankla, ale młody inżynier z pewnością jeszcze nie raz nas czymś zaskoczy.