Na samym początku należy podkreślić, że kierowcy ścigają się piekielnie szybkimi bolidami. W kwalifikacjach Lewis Hamilton wykręcił czas, którym ustalił rekord toru. Tak! - skromne, turbodoładowane silniki 1,6 dorównują mocarnym V10 do których należy obecnie większość rekordów. Bezbłędne okrążenie Hamiltona dało mu wynik 1:29.493 (poprzedni rekord to 1:29.527).
To był tylko przedsmak, początek wyścigu przerósł najśmielsze oczekiwania. Jeszcze przed startem na okrążeniu rozgrzewkowym silnik Vettela dał wyraźne znaki dymne, że ma dość i kierowca Ferrari zaparkował bolid na poboczu.
Zobacz też: Formuła 1 w pigułce. Wszystko o sezonie 2016
Sam start to seria niespodzianek. Hamilton stracił pozycje lidera już na pierwszych metrach. Szybko chciał odrobić, ale kolizja z Bottasem przesunęła go w głąb stawki. Podczas wyścigu mimo połamanej podłogi skutecznie odrabiał pozycje, kończąc zmagania na najniższym stopniu podium. Kimi totalnie zaspał i dał się łatwo wyprzedzić przez duet Williamsa i Daniela Ricciardo. Tempo Ferrari wydaje się być niesamowite, nie miał najmniejszego problemu aby dojechać na 2 pozycji utrzymując za sobą Hamiltona i wyprzedzając po drodze rywali. Cały wyścig od początku kontrolował Rosberg szybko reagując na strategię konkurentów. To jego 5 z rzędu zwycięstwo. Po silnym zakończeniu zeszłego sezonu nie przerywa serii.
Za czołówką nie było nudno. Nie zobaczyliśmy równie spektakularnego dzwona jak w Australii, ale elementy aero latały po torze w każdym miejscu. Force India zaliczyło podwójny szlif. Najpierw na pierwszym kółku Hulk stracił przednie skrzydło a potem kilka kółek dalej Perez miał kontakt z Sainzem. Ricciardo, mimo, że stracił znaczną część przedniego skrzydła w kontakcie z Bottasem to nie stracił tempa w wyścigu.
Sprawdź: F1: GP Australii - fatalne kwalifikacje, fantastyczny wyścig
Gratulacje należą się dla Romain`a Grosjean. Francuz pokazał, ze świetnie się czuje w amerykańskiej stajni i zdobył kolejny pakiet punktów, tym razem plasując się na wysokiej 5 pozycji. Pozytywnym zaskoczeniem był Vandoorne. „Dubler” Alonso bez znacznego przygotowania wsiadł do bolidu McLarena, pokonał w kwalifikacjach Buttona a w wyścigu zamknął pierwszą dziesiątkę. Jak na debiut to więcej niż ktokolwiek od niego oczekiwał. Z dobrej strony też pokazał się Pascal Wehrlein, który walczył ambitnie do ostatniego kółka kończąc zmagania na 13 pozycji.
Na tle tych sukcesów blado wypadł duet Williamsa – świetny start a potem już tylko gorzej. 8 i 9 pozycja to daleko poniżej oczekiwań. Pozytywnie też nie zapamiętają tego weekendu zespoły Renault i Force India. Oba teamy wracają z Barajnu bez punktów.
Zobaczyliśmy dużo ciekawych strategii, wiele manewrów wyprzedzania, serie kolizji i emocje do samego końca – tak zapamiętamy GP Bahrajnu.
Kolejny wyścig już za 2 tygodnie w Chinach.