Weźmy największy możliwy silnik, należący do rodziny jednostek rodem z lat 70-tych, wzmocnijmy go do 400 KM, posadźmy na przedniej osi sportowego samochodu i usztywnijmy zawieszenie, żeby poradziło sobie z tą klęską urodzaju w postaci 630 Nm generowanych przez wolnossącą konstrukcję. Nawet osobom, które nie kochają amerykańskiej motoryzacji, Dodge Viper powinien imponować.
Jeszcze bardziej imponująca byłaby wizja posiadania takiego auta w stanie niemalże fabrycznym, z minimalnym przebiegiem i to wszystko w 2019 roku. Teraz jest to możliwe, bo w Kalifornii został wystawiony na sprzedaż właśnie taki egzemplarz. Czerwony Viper od 1992 roku stał w klimatyzowanym garażu i był przestawiany z miejsca na miejsce, by zachowały się nawet fabryczne opony. Z treści ogłoszenia wynika, że guma nie jest popękana. Szybę przednią zdobi naklejka od dealera, z ceną i specyfikacją. Samochód prawdopodobnie nigdy nie widział publicznych dróg.
Wnętrze, jak przystało na amerykański samochód z początku lat 90., jest do cna proste, spartańskie i plastikowe. Auto nie ma klimatyzacji, która była wówczas opcją dostępną za dopłatą 1200 dolarów. Dla melomanów przewidziano radio, choć przyjemność słuchania przestarzałego zestawu może być wątpliwą przyjemnością, gdy siedzimy w ośmiolitrowym V10, z rurami wyprowadzonymi po bokach nadwozia. Uwaga podczas wysiadania, można się oparzyć!
Viperem pierwszej generacji z pewnością jeździ się, jak na dzisiejsze standardy, tragicznie. Być może jego pierwszy właściciel doszedł do podobnych wniosków już w 1992 roku i dlatego Dodge stał w klimatyzowanym garażu, nabierając wartości. W tym momencie samochód jest wystawiony na eBay w cenie niecałych 100 tysięcy dolarów. Nie jest to zaporowa cena, ale wciąż niemal dwukrotnie wyższa niż typowych egzemplarzy dostępnych w sieci. Ciekawe, jaka przyszłość czeka tego Vipera. Być może po 27 latach wyjedzie on po raz pierwszy na publiczne drogi?