Odświeżona California zadebiutuje oficjalnie na targach w Genewie, jednak jej wygląd i specyfikację znamy już dziś. Jej zapowiedzią był pokazany wcześniej 149M Project. Od teraz, z racji jednostki turbodoładowanej, California zyskała przy swojej nazwie dodatkową literę T.
Kształt przednich reflektorów najmniejszego pojazdu z Maranello przywodzi na myśl model F12, który był zapewne inspiracją dla projektantów przeprowadzających lifting Californi. Zmieniła się maska, przestylizowano również przedni zderzak. Czas składania twardego dachu wynosi równe 14 sekund. Do wnętrza samochodu zawitał nowy system multimedialny z wyświetlaczem o przekątnej 6,5 cala. Przy okazji nowocześniejszy wygląd zyskała konsola środkowa.
Przeczytaj: Bolid Ferrari Michaela Schumachera zlicytowany - WIDEO
Dotychczasowy silnik wolnossący 4.3-litra zastąpiono doładowaną jednostką o pojemności 3.9 litra. Moc w porównaniu z poprzednikiem wzrosła o 100 KM do wartości 560 KM. Aż o 49 procent wzrósł maksymalny moment obrotowy, który wynosi teraz imponujące 755 Nm. Co ciekawe, włoski producent zdecydował się na zastosowanie systemu Start/Stop, który ma pomóc w oszczędzaniu paliwa. Ferrari obiecuje obniżenie konsumpcji w porównaniu w poprzednią wersją nawet o 15 procent. Naprawdę imponujące są zapowiadane osiągi – auto ma przyspieszać do pierwszej "setki" w 3.6 sekundy, a prędkość maksymalną ustalono na 316 km/h. Zmodyfikowano także podwozie samochodu. Dzięki zastosowaniu amortyzatorów Magnaride i nowych ceramiczno-kompozytowych hamulców, auto ma prowadzić się jeszcze pewniej.
Na razie nie są znane ceny nowej odsłony Californi, ale auto trafi do sprzedaży jeszcze w tym roku.