We wtorek (28 czerwca) agencja Reuters poinformowała, że niemiecka prokuratura rozpoczęła śledztwo wobec wielkiego wielkiego południowo-koreańskiego koncernu Hyundai Motor Group. Władze mają podejrzenia, że w trakcie testów homologacyjnych aut na rynku europejskim, samochody marek Hyundai i Kia były wyposażone w nielegalne oprogramowanie, które miało zaniżać emisję dwutlenku węgla w trakcie pomiarów. Służby potwierdziły, że wydano nakaz przeszukania biur w celu znalezienia dowodów. Niezapowiedziane wizyty miały już miejsce w wielu placówkach. Co może grozić koncernowi, jeśli podejrzenia okażą się prawdziwe?
SPRAWDŹ - Kupiłeś Volkswagena, należy Ci się odszkodowanie. Tak uważa Komisja Europejska
Polecany artykuł:
Dieselgate po koreańsku
Z oficjalnego komunikatu wynika, że oprogramowanie mogło zostać wykorzystane w ponad 200 tys. pojazdów. Sprawa dotyczy oczywiście modeli z wysokoprężnymi silnikami, które rzekomo zostały wyposażone w nielegalne oprogramowanie, dostarczone prze zewnętrzne firmy. Wszystko po to, by owe "ropniaki" mieściły się w widełkach, przeszły homologację, a następnie trafiły do klientów. Za dostarczenie specjalnie zaprogramowanych komputerów sterujących, zdaniem Reuter, odpowiedzialne są firmy Bosch i Delphi. Fakt, że pierwsze biura i nieruchomości zostały już przeszukane w celu znalezienia dowodów, potwierdził sam rzecznik prasowy Hyundaia, podkreślając przy tym, że firma będzie z władzami współpracować.
To już kiedyś grali
Do tej pory tak wielkiego przekrętu w świecie motoryzacji dopuściła się m.in. Grupa Volkswagena, która za aferę "dieselgate" słono zapłaciła. Sam Volkswagen za stosowanie nielegalnego oprogramowania w swoich autach z silnikami wysokoprężnymi miał zapłacić 20 miliardów dolarów grzywny. Pod koniec ubiegłego roku unijny komisarz ds. sprawiedliwości, Didier Reynders stwierdził, że wszyscy klienci, którzy kupili wadliwego Volkswagena, powinni otrzymać odszkodowanie. W przypadku niemieckiego producenta sprawa dotyczy 8,5 mln samochodów nabytych przez klientów w UE.