Mieszkańcy Myszkowa nie kryją oburzenia. Są przekonani, że zaistniała sytuacja to nic innego jak perfidne lobby komisów samochodowych. Takie ograniczenie prywatnego handlu autami wyjdzie komisom na dobre, skoro będą mieli w tej kwestii monopol.
Chcąc sprzedać samochód możemy rozpuścić wieść wśród znajomych, wystawić auto na serwisie aukcyjnym, bądź po prostu wydrukować kartkę z podstawowymi danymi pojazdu i numerem telefonu. I wielu kierowców decyduje się właśnie na taki sposób ogłoszenia światu, że ich cztery kółka idą pod młotek. Jeśli parkujemy w mieście, w zatłoczonych rejonach, prawdopodobieństwo, że potencjalny nabywca zobaczy nasze auto jest duże. Przy okazji może bez problemu obejrzeć pojazd i ocenić jego stan techniczny znacznie lepiej, niż po zdjęciach na portalu aukcyjnym.
Opłata targowa w Myszkowie
Myszkowscy radni dopatrzyli się jednak w takim sposobie sprzedaży auta samych złych rzeczy. Chcą, aby za kartkę A4 i trochę taśmy klejącej, właściciel pojazdu płacił nawet... 751,65 zł dziennie! Niestety pomysł nie jest już tylko pomysłem. Od połowy listopada w mieście panują takie zasady. Ten haracz (bo jak nazwać to inaczej?) miasto dyplomatycznie nazywa "opłatą targową" wynikającą z użytkowania terenu, na którym stoi pojazd w miejscu publicznym. Cena to 300 zł za metr kwadratowy.
Mieszkańcy w szoku
Mieszkańcy Myszkowa są oburzeni decyzją władz. W końcu wywieszając kartkę w swoim aucie nikomu nie robią krzywdy, a jedynie dysponują swoją własnością. Radni miasta są jednak odmiennego zdania i nie widzą w nowym przepisie nic złego. Uważają wręcz, że abstrakcyjna kwota za takie ogłoszenie ma "uporządkować strefę handlu na terenie miasta i stworzyć warunki do równego traktowania wszystkich kupców na terenie miasta". Jednak większość mieszkańców uważa, że cała inicjatywa ma wspomóc miejscowe komisy samochodowe.