Ryszard Kalisz, jak przystało na posła, który dba o dobro potencjalnych wyborców, nie mógł nie pojawić się na sobotniej manifestacji "Oburzonych" w Warszawie. Jak podaje "Fakt" poseł SLD chciał wtopić się w tłum protestujących, ale nie bardzo mu się udało.
Kiedy uczestnicy demonstracji spostrzegli polityka gwizdom nie było końca. Uczestnicy marszu "Oburzonych", którzy wyrażali swój sprzeciw wobec chciwości banków, wysokiego bezrobocia wśród młodych ludzi i skutków kryzysu gospodarczego nie chcieli widzieć posła SLD.
Nie ma się co jednak dziwić. Parlamentarzysta nie doświadczył biedy, bezrobocia czy niesprawiedliwości społecznej na własnej skórze. "Fakt" przypomina, że wciąż jeździ jaguarem, ubrania szyje u zagranicznych krawców w Hongkongu, a poselską pensję, czyli ok. 12 tys. złotych uważa za zbyt niską.