Policjanci kryminalni ze Świętochłowic udaremnili niezdarną próbę kradzieży motocykla, do której doszło około godziny 4 nad ranem. Złodzieje chcieli, by próba transportu jednośladu pozostała niezauważona, ale ich podejście sprawdziłoby się lepiej w kreskówce.
Sprawdź: Uciekał po wertepach Mercedesem. W przypływie brawury uszkodził radiowóz
Przede wszystkim, motocykl był holowany przez samochód osobowy, na lince. Konwój poruszał się bez włączonych świateł, tak jakby czyniło go to niewidzialnym. Wreszcie, kierujący jednośladem został dla niepoznaki przykryty plandeką - bo to przecież zupełnie normalna sprawa na drodze. Ponadto, mężczyzna nie miał na głowie kasku.
Funkcjonariusze podjęli próbę zatrzymania tego niezdarnego transportu, ale kierowca Opla, który holował motocykl postanowił spróbować ucieczki, co po chwili doprowadziło do zerwania linki. 32-latek kierujący motocyklem Suzuki rozbił maszynę i doznał poważnych obrażeń, w wyniku których trafił do szpitala. Pierwszej pomocy udzielił mu drugi patrol policji, wezwany do pomocy.
Pisaliśmy: Uniknął zderzenia ze zwierzęciem, ale niestety zaliczył spotkanie z drzewem
W międzyczasie pogoń za Oplem nabierała tempa, ale drugi ze sprawców nie opanował auta, którym po chwili wylądował na nasypie i podjął pieszą ucieczkę. Mundurowi ustali zarówno właściciela opla, jak i motocykla. Wtedy wyszło na jaw, że suzuki zostało skradzione w sąsiednim mieście. Jeszcze tego samego dnia policjanci zatrzymali 37-letniego właściciela osobówki. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu. Kryminalni potwierdzili, że kradzieży motocykla dopuścili się trzej świętochłowiczanie, zatrzymując ostatniego z nich, czyli 33-letniego mieszkańca miasta.
Wszystkim grozi do 5 lat więzienia, ale najstarszy z mężczyzn będzie odpowiadał za recydywę. Kara dla niego może okazać się surowsza.