Krzysztof Hołowczyc musi powstrzymać się od jazdy po publicznych drogach. Jak twierdzi RMF FM, "Hołek" tłumaczył się, że... spieszy się na konferencję dotyczącą bezpieczeństwa na drogach. Kiedy w mediach gruchnęła wiadomość o jego kolejnej wpadce, na Facebooku napisał, jak - jego zdaniem - wszystko wyglądało.
"Jechaliśmy spokojnie, raczej nie szybciej niż 100 km/h. W pewnym momencie dojeżdża do nas z tyłu nieoznakowany samochód policji z wideorejestratorem. Policjanci twierdzą, że według ich zapisu wideo jechaliśmy 113 km/h w terenie zabudowanym i w związku z tym zatrzymują mi prawo jazdy. Tłumaczymy im (...) że jesteśmy przekonani, że nie jechaliśmy powyżej 100 km/h, że odczyt to jest ich prędkość a nie nasza, że taka metoda pomiaru nie jest precyzyjna, że są wyroki sądów w tej materii. Pokazujemy, że w radiowozie ciśnienie kół jest sporo za niskie i to też zawyża wskazywaną prędkość" - czytamy w oświadczeniu rajdowca.
Zobacz koniecznie: Krzysztof Hołowczyc ma nowe szybkie auto! Tym razem to Nissan GT-R NISMO
Hołowczyc nie zgodził się na przyjęcie mandatu. W sądzie zamierza się bronić, że pomiar prędkości był nieprawidłowy. Tyle że dziwnie się tłumaczy...
"Nie chcę się usprawiedliwiać, używając jakichś tanich chwytów. Rzeczywiście nie zauważyłem znaku obszar zabudowany (...). Być może zasłoniła nam go wymijana chwilę wcześniej ciężarówka (...). Tak czy owak nie jechaliśmy nadzwyczaj szybko, raczej relaksowo" - twierdzi.
Hołowczyc nie po raz pierwszy ma podobne problemy z drogówką. W 2013 r. też znacznie przekroczył prędkość, ale nie przyjął mandatu, wyśmiewając metody pomiaru. Sprawa się przeciągała i po dwóch latach... uległa przedawnieniu - pisaliśmy o tym tutaj - KLIKNIJ.
Tak Hołowczyc komentuje sprawę:
.