Poszukiwanie upragnionego samochodu bywa męczące, ale gdy już przyjdzie nam sfinalizować zakup, towarzyszy nam wielka ekscytacja. Niestety, niektórzy radzą sobie z tym lepiej, a inni nieco gorzej, czego najlepszym przykładem jest pewien Brytyjczyk. Mężczyzna po odebraniu swojego nowego cacka z komisu jak najprędzej chciał sprawdzić, do czego jest zdolna widlasta "ósemka" włoskiej roboty. Po przejechaniu niespełna 3 kilometrów, pachnące jeszcze nowością Ferrari 488 GTB, straciło przyczepność z asfaltem, a następnie z impetem uderzyło w przydrożną barierkę w miejscowości Derby (Wielka Brytania). Tym sposobem kierowca sportowego coupe zrobił sobie w prima aprilis najgorszy żart.
Ciężki początek
Pierwsze kilometry za kierownicą nowego cacka na długo zapadną mu w pamięci. W tym zdarzeniu szczęśliwie nikt nie ucierpiał, poza oczywiście czerwoną włoszką. Auto będzie potrzebowało nowych reflektorów, maski i zderzaka. Prawdopodobnie autoryzowany serwis będzie musiał się też pochylić nad naprawą zawieszenia. Ta usługa na pewno tania nie będzie, bowiem ceny Ferrari 488 GTB startują na rynku wtórnym od ok. 1 mln złotych. Równie wysokie są niestety koszty utrzymania tego sportowca. Benzynowa jednostka 3.9 V8 o mocy 670 KM i 760 Nm swoje pali, ale rekompensuje to znakomitymi osiągami. Pierwsza "setka" pojawia się na zegarach już po 3 sekundach, a wskazówka prędkościomierza zwalnia dopiero przy 330 km/h.