Wyrok warszawskiego sądu nie jest prawomocny. Może być zaskarżony - obrońcy Macieja Zientarskiego mają 14 dni na złożenie apelacji. Rozprawie przewodniczyła sędzia Agnieszka Jaźwińska. Uzasadniając wyrok mówiła, że istotne było "drastyczne lekceważenie" zasad ruchu drogowego przez dziennikarza. Sędzia podkreślała też, że Zientarski jest autorytetem w dziedzinie motoryzacji i osobą znaną, co ma wpływ na obostrzenie wyroku.
Na sali sądowej nie było ani oskarżonego, ani nikogo z jego rodziny. W rozprawie nie uczestniczyli też obrońcy Zientarskiego.
Maciej Zientarski twierdzi, że z wypadku sprzed 5 lat nic nie pamięta. Według śledczych to on prowadził Ferrari w czasie zderzenia. Jak tłumaczyła sędzia, taką wersję potwierdzili świadkowie, którzy rozpoznali dziennikarza za kierownicą.
Auto jechało 140 - 150 km/h. Zientarski stracił panowanie nad pojazdem na nierównej drodze i rozpędzone Ferrari wbiło się w betonową podporę estakady jezdni na ul. Puławskiej na warszawskim Mokotowie. Według biegłych, gdyby kierowca zachował dozwoloną prędkość 50 km/h do wypadku by nie doszło.