Oto Lamborghini Urus. W tych szatach znane bardziej jako Mansory Venatus. Maszyna piekielna nie tylko z uwagi na pokaźną moc, ale przede wszystkim z racji absolutnego przestylizowania i ostentacyjnej osobowości. Mam wrażenie, że gdyby Mansory Venatus był człowiekiem, trafiałby na pierwsze strony brukowców i budził ogólną niechęć. Poza tym, wszyscy zazdrościliby mu fortuny i wiedzieli, że dobrze mu się żyje w swoim świecie przepychu.
Sprawdź: Mansory prezentuje Mercedesa-AMG G 63 po tuningu. Jest okropny, czyli taki jak miał być
Bijące po oczach kolory, masa karbonu i 24-calowe felgi. Ponadto, pokaźny zastrzyk mocy, dzięki któremu 4-litrowe V8 ma teraz 850 KM. To najkrótszy opis Mansory Venatus, który nie oddaje jednak charakteru zmian. A ten jest, mówiąc wprost, paskudny.
Nie ma tu mowy o subtelnych dokładkach, czy modyfikacjach, które choćby udają, że poprawiają docisk, osiągi, aerodynamikę. Tu wszystko jest na pokaz i jakby skrojone pod potrzeby rosyjskich oligarchów. Mansory słynie z budowania aut, które mają na drugie imię "ostentacja", a ten projekt dobitnie to udowadnia.
Nie inaczej jest we wnętrzu. Kokpit wygląda jakby miał swoją własną ścieżkę dźwiękową. Kawałek, o którym mowa to oczywiście Eiffel 65 - Blue. Jaskrawozielone akcenty w kabinie niemalże gubią się tu w morzu niebieskiej Alcantary. Nie do przeoczenia jest za to podsufitka, wykończona podświetlanymi wzorami, pasującymi do Urusa jak bykowi siodło.
Cena? "Pisz priv" - Mansory zdradza ją tylko poważnie zainteresowanym klientom. Z pewnością za takie modyfikacje trzeba jednak zapłacić krocie.