Nie dość, że wysokie, to jeszcze pozbawione logiki. Nie zależą od długości przejechanej trasy, ale od liczby mijanych bramownic, czyli urządzeń ściągających opłaty. Pechowcy za krótki odcinek mogą zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czas najwyższy, żeby resort transportu to zmienił. – Jeśli ktoś ma szczęście zapłaci mniej, a jeśli ma pecha, pójdzie z torbami – mówi Mariusz Frączek (44 l.), kierowca ciężarówek z ponaddwudziestoletnim stażem. – Kary powinny być naliczane za liczbę przejechanych kilometrów – dodaje.
Nie dość, że wysokie, to jeszcze pozbawione logiki. Nie zależą od długości przejechanej trasy, ale od liczby mijanych bramownic, czyli urządzeń ściągających opłaty. Pechowcy za krótki odcinek mogą zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Czas najwyższy, żeby resort transportu to zmienił.– Jeśli ktoś ma szczęście zapłaci mniej, a jeśli ma pecha, pójdzie z torbami – mówi Mariusz Frączek (44 l.), kierowca ciężarówek z ponaddwudziestoletnim stażem. – Kary powinny być naliczane za liczbę przejechanych kilometrów – dodaje.
Elektroniczny system poboru opłat VIA TOLL zastąpił dawne winiety. Jego stosowanie jest obowiązkowe dla każdego właściciela samochodu o dopuszczalnej masie całkowitej powyżej 3,5 tony. Kierowca musi najpierw kupić sobie specjalny odbiornik i zamontować go na szybie. Później zaś doładować konto, tak by bramownice ściągały z niego automatycznie pieniądze. W zależności od jakości drogi i rodzaju samochodu jest to od 16 do 53 groszy za kilometr. Zdarza się jednak, że kierowca zapomni doładować konto lub wyczerpią mu się środki. – Wtedy naliczane są kary – mówi Dorota Prochowicz z firmy Kapsch zarządzającej system VIA TOLL. – Trzy tysiące złotych za każdy przejechany odcinek wyznaczony przez ustawione bramownice.
Problem w tym, że te stawiane są przy każdym zjeździe z płatnej drogi. W okolicy dużych miast mogą być ustawione nawet co kilka kilometrów. Wtedy opłaty są drakońskie! Dla przykładu, w Czechach kara jest jednorazowa i wynosi równowartość 700 zł, a w Austrii za 70 km ok. 900 zł. – Znam przypadek kierowcy, który musiał wyprzedać pół swojego majątku, żeby zapłacić karę – mówi Mariusz Frączek. – Analizujemy ich postulaty – mówi Mikołaj Karpiński, rzecznik prasowy Ministerstwa Transportu, które odpowiada za absurdalne prawo. – Nie wykluczamy zmiany przepisów – dodaje.