Niemiecki tuner nie ma litości dla żadnego, nawet najbardziej luksusowego auta. Kolejna z premier niedoszłego salonu samochodowego w Genewie to Bentley Flying Spur W12, który został wzmocniony, obłożony dokładkami i pomalowany w sposób, który wciąż może być dyskusyjny, ale wygląda o niebo lepiej niż większość projektów Mansory.
Sprawdź: Mansory znowu odleciało w kosmos. Mansory Venatus jest nie tylko brzydki, ale również drogi
Nie ma tu szalonych połączeń kolorystycznych, ani krzykliwości wykraczającej poza granice dobrego smaku. Flying Spur po modyfikacjach wygląda po prostu jak wóz filmowego czarnego charakteru. Czerwone akcenty dodają mu sportowego charakteru, a biorąc pod uwagę osiągi, jest to w zupełności uzasadnione.
Flying Spur jest napędzany silnikiem W12, który seryjnie generuje 635 KM. To zdecydowanie za mało jak na projekt Mansory, dlatego moc w modyfikowanym aucie wynosi potężne 720 KM. Moment obrotowy podciągnięto do równych 1000 Nm. Bentley po tuningu jest mocniejszy, głośniejszy i szybszy - do setki rozpędza się w 3,6 sekundy.
Podczas premiery obecnego modelu Flying Spur, Brytyjczycy byli niezwykle dumni z wnętrza auta. Zgadnijcie co sądzi o nim Mansory? Oczywiście znalazło się tu sporo "ulepszeń". Pierwsze co rzuca się w oczy to kierownica, którą wspomniany wcześniej filmowy drań chyba zbyt mocno ściskał podczas pościgu. Jest ona ukształtowana w dziwny sposób, który trudno precyzyjnie opisać. Oprócz tego znalazła się tu specjalna tapicerka i dekory o nietypowej fakturze. Kolorystyka na szczęście pozostała dość zachowawcza i nie zalewa nas turkus czy neonowy niebieski.
Cena, jak zawsze, zdradzana jest tylko zainteresowanym klientom. Choć według mnie jest to jeden z ładniejszych projektów Mansory, to na razie dziękuję, postoję.