Osiem lat – tyle czasu mają władze by doprowadzić do sukcesu programu elektromobilności. Tyle, że obecnie samochody elektryczne są nawet dwa razy droższe od swoich spalinowych odpowiedników. Co więcej, ich zasięg nie jest zbyt okazały (przeważnie około 250 km), a sieć szybkich ładowarek w Polsce jest na razie w powijakach.
Potrzeba więc zachęt. Jak donosi "Puls Biznesu", Ministerstwo Rozwoju chce zaproponować profity w postaci zwolnienia z akcyzy (co zmniejszy cenę aut), brak opłat za parkowanie czy możliwość poruszania się buspasami. Zabraknie jednak bezpośrednich dopłat do pojazdów (miały wynosić nawet 30 tysięcy złotych), bowiem będzie to zbyt duże obciążenie dla budżetu państwa.
Zobacz też: Auto elektryczne naładujesz w Lidlu – za darmo!
Władze przewidują, że nowo powstały Fundusz Niskoemisyjnego Transportu dostarczy w ciągu dziesięciu lat około 4,5 miliarda złotych (np. z akcyzy). Te pieniądze miałyby trafić do samorządów na rzecz elektrycznego transportu publicznego.
Plan elektromobilności wymaga zakupu elektrycznych pojazdów przez ministerstwa i urzędy państwowe. Docelowo mają one stanowić połowę floty w służbie państwa.