Obecnie mandaty wystawione zaocznie mogą trafić pod wycieraczkę samochodu (w przypadku złego parkowania) czy drogą pocztową na adres zameldowania. Kierowcy mają tydzień na uregulowanie należności. Niektórzy z nich jednak karę ignorują, zapominają o niej lub po prostu gubią kwitek.
Pisaliśmy o: Płacimy OC, ale wolimy nie zgłaszać szkód
Dlatego tez Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by zapominalscy mogli zapłacić mandat w ciągu dwóch tygodni. Zmiana to niewielka, bowiem nawet w chwili obecnej tygodniowy (ba, nawet miesięczny) poślizg w płatności nie ma żadnego znaczenia. Warto przypomnieć, że ściągalność mandatów w zeszłym roku przekroczyła 50%. To mało, co nieszczególnie podoba się rządowi operującemu na napiętym budżecie państwa.
Jeśli mandatu nie zapłacimy po dwóch tygodniach, czas na kolejny krok organów sprawiedliwości. Policja ma zyskać możliwość dostarczania wezwań do zapłaty osobiście, przez funkcjonariusza. Jego obecność ma wywrzeć na kierowcach presję, choć wszystko wskazuje na to, że na pojawieniu się policjanta u progu naszego domu się skończy.
Zobacz też: Nie masz dziecka? Płać więcej za OC!
Plan zmian trafił już do konsultacji, a wejdzie w życie prawdopodobnie pod koniec 2017 roku. Dodatkowo ma on zmniejszyć kwotę progową dla kradzieży. Obecnie wynosi ona 500 złotych, co oznacza, że pomniejsze zawłaszczenia kończą się jedynie grzywną. Nowa granica ma być... o 100 złotych niższa.