W wyniku ciężkich starań Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu (European Transport Safety Council), w Brukseli ruszyły rozmowy o nowym unijnym rozporządzeniu, w myśl którego duża część nowo wyprodukowanych pojazdów (osobowych, dostawczych i ciężarowych) miałaby zostać fabrycznie wyposażone w ogranicznik prędkości typu ISA (Inteligent Speed Assist).
Dlaczego "kaganiec"? Badania nie kłamią
Według raportów ETSC każdego roku w całej Unii Europejskiej prawie 35 proc. kierowców lekceważy ograniczenia prędkości w terenie niezabudowanym, a ponad 50 proc. notorycznie przekracza prędkość w terenie zabudowanym. Decyzją ekspertów najlepszym sposobem, na przypomnienie kierowcom o zasadach poruszania się po drogach, będzie fabryczna blokada prędkości montowana w nowym samochodzie.
Jak to ma działać?
Zmotoryzowani dobrze wiedzą, że system rozpoznawania znaków drogowych jest dostępny już prawie we wszystkich nowych modelach — nawet najmniejszych mieszczuchach. Auto wyposażone w taki "dodatek" w trakcie jazdy skanuje znaki pionowe w poszukiwaniu ograniczeń prędkości. Przykładowo, kiedy miniemy znak "40", na zegarach cyfrowych lub ekranie komputera pokładowego, pojawi się informacja o panującym ograniczeniu.
Warto jednak zaznaczyć, że na tę chwilę samochód jedynie sugeruje nam, z jaką prędkością powinniśmy jechać, chyba że jedziemy z włączonym tempomatem aktywnym — wówczas nasz pojazd będzie dostosowywał prędkość do panujących ograniczeń bez pytania o pozwolenie.
"Czarne skrzynki" w samochodzie?
Nowy etap ISA (Intelligent Speed Assist) miałby natomiast polegać na ograniczeniu osiągów po osiągnięciu maksymalnej dopuszczalnej prędkości. Za zbieranie informacji mają odpowiadać systemy lokalizacji GPS i rozpoznawania znaków drogowych. Nic nie jest jeszcze pewne, bowiem wytyczne ETSC dla producentów mają formę zaleceń.
Sprawdź: Duże zmiany w badaniach technicznych auta. Będzie trudniej o pieczątkę
Nie zmienia to jednak faktu, że niewiele dzieli kierowców od fizycznego ograniczenia prędkości i niejakich "czarnych skrzynek", które miałyby rejestrować parametry jazdy, by w razie wypadku przekazać informację do ubezpieczyciela. Jeżeli przed wypadkiem doszłoby do złamania ograniczeń prędkości, towarzystwo ubezpieczeniowe mogłoby zrzucić z siebie odpowiedzialność finansową.