Do tej pory Raptor był potężną odmianą Forda F-150. Amerykański "muscle-pickup" mógł pochwalić się mocą 450 KM, przez co Europa spisała go na straty. Po co komu w krainie downsizingu i ekologii taki mięśniak? "U nas" znacznie lepiej sprawdza się mniejszy i bardziej praktyczny w naszych warunkach Ranger, który konkuruje m.in. z Volkswagenem Amarokiem czy Nissanem Navarą.
Zobacz TEST: Ford Ranger Wildtrak - dzielny pick-up
Ford zapowiada, że pracuje nad mocniejszą wersją Rangera, która ma zyskać kultowy przydomek Raptor. Auto ma trafić głównie na rynek australijski, ale tym razem marka nie mówi "nie" Europie.
Nie taki groźny jak go malują
Niestety sama nazwa i akcenty stylistyczne nie wystarczą, żeby z Rangera Raptora zrobić bestię. Pod maskę ma trafić dwulitrowy silnik wysokoprężny, który napędza Mondeo i S-Maxa. Jednostka generuje dość skromne na pierwszy rzut oka 210 KM czyli niewiele więcej od dostępnego już w europejskiej gamie Rangera Wildtrack. To jednak nie jedyne modyfikacje. Ranger Raptor otrzyma metalową osłonę pod silnikiem, wzmocnione zawieszenie i większe koła z terenowymi oponami, a także pokaźny prześwit wynoszący 28,3 cm. Zyska też bardzo obiecujące parametry terenowe – kąt natarcia 32,5 stopnia, zejścia 24 stopnie, a kąt rampowy 24 stopnie. W Raptorze pojawi się też obecny w modelu F-150 typowo terenowy tryb jazdy Baja, który nie tylko aktywuje blokadę napędu na cztery koła, ale także optymalizuje pracę silnika i skrzyni biegów, by auto jak najlepiej radziło sobie w terenie.
Ford Ranger Raptor ma być produkowany w Tajlandii, a głównym rynkiem ma być Australia i Azja. Marka uchyla jednak rąbka tajemnicy mówiąc, że chce aby za Raptorem "odwróciły się wszystkie głowy na świecie". Są więc duże szanse, że pozbawiony olbrzymiego silnika mającego w nosie normy emisji, Ranger Raptor dotrze i do Europy.