Uchodźcy, którzy przyjeżdżają na dworce kolejowe w dużych miastach Polski mogą liczyć na opiekę wolontariuszy i serdeczność mieszkańców miast. Jak zawsze, w takich sytuacjach prężnie działają również oszuści, którzy nie mają za grosz wstydu, a oferowane przez nich przejazdy również nie są "groszowe". Chodzi bowiem o pseudotaksówkarzy, którzy wykorzystują trudną sytuację zdezorientowanych uchodźców i każą sobie płacić kilkadziesiąt złotych za kilometr jazdy i nawet 100 zł za "trzaśnięcie drzwiami", czyli rozpoczęcie przejazdu.
Informacje o procederze pojawiają się w mediach coraz częściej. Przykład nieuczciwego przewoźnika, który liczy sobie 40 zł za kilometr przejazdu, przytacza m.in. Autokult. Kierowca Mercedesa, drakońskie stawki tłumaczy wysokimi cenami paliw i kosztami prowadzenia działalności. Takich przykładów jest jednak więcej, a osoby uciekające przed wojną są dla nich łatwym celem. Wolontariusze, którzy pracują w punktach recepcyjnych starają się chronić uchodźców przed oszustami i znajdować dla nich prawdziwe taksówki, w których cena jest uregulowana przepisami ustalanymi przez samorządy. W Warszawie jest to 3 zł za kilometr jazdy. Rąk do pracy jest jednak za mało i wciąż zdarza się, że poszukujący przejazdu uchodźcy wsiadają do samochodów z nieuczciwymi przewoźnikami.
Jak odróżnić taksówkę od przewozu osób?
Przewóz osób, w którym za krótki przejazd możemy zapłacić nawet kilkaset złotych nie może mieć na dachu "koguta" z napisem "TAXI", a także numeru bocznego i taksometru - te atrybuty są zarezerwowane dla prawdziwych taksówek. Pamiętajmy również o tym, że cennik musi być widoczny na zewnątrz auta. Przewoźnicy liczący sobie 40, 50 czy nawet 60 zł za kilometr upodabniają swoje samochody do taksówek naklejając na nie elementy przypominające oznaczenia taksówek czy prawdziwych korporacji.