O kradzieży osobowego Volkswagena Golfa, do której miało dojść pod koniec kwietnia br., policję zawiadomił sam właściciel. Ze zgłoszenia wynikało, że pojazd skradziono z parkingu przy stacji paliw, kiedy to on przesiadał się do ciężarówki i pojechał nią na załadunek. Jak przyznał poszkodowany, kiedy wrócił na miejsce po paru godzinach, auta wartego blisko 40 tys. złotych już nie było.
Sprawdź: "No to długo się nie polansował". Lamborghini Gallardo rozbiło się na drzewie! - ZDJĘCIA
Do sprawy zaangażowani byli policjanci z różnych wydziałów. Z jednej strony starali się odnaleźć pojazd, ustalając jak najwięcej faktów i ewentualną trasę przejazdu skradzionego samochodu, ale jednocześnie brali również pod uwagę, że mogło to być fikcyjne zgłoszenie w celu wyłudzenia odszkodowania z polisy.
i
Zebrany i dokładnie przeanalizowany materiał dowodowy pozwolił mundurowym ustalić, że kradzieży nigdy nie było, a właściciel Golfa zgłosił zaginięcie auta w celu wyłudzenia odszkodowania z polisy. Policjanci zdołali namierzyć również dwie osoby, które pomagały 43-latkowi w nielegalnym procederze. Jeden z zatrzymanych mężczyzn odprowadził samochód do „dziupli”, natomiast drugi rozbierał pojazd na części. W efekcie swoich działań funkcjonariusze zatrzymali trzy osoby oraz odzyskali częściowo rozebrany pojazd.
Zobacz: Pijacka pokazówka na motocyklu crossowym. "Pa tera" skończyło się fatalnie
Jeden z mężczyzn usłyszał zarzut paserstwa, z kolei drugi odpowie za pomoc w wyłudzeniu odszkodowania, za co kodeks karny przewiduje karę do pięciu lat pozbawienia wolności. Właściciel golfa usłyszał trzy zarzuty: zawiadomienie o niepopełnionym przestępstwie, fałszywe zeznania oraz wyłudzenie odszkodowania, za co może mu grozić kara do pięciu lat pozbawienia wolności.
