Firma Deutz od lat zajmuje się produkcją silników, a w jej ofercie znajduje się mnóstwo spalinowych jednostek przystosowanych do napędzania maszyn przemysłowych i rolniczych, łodzi czy agregatów. Konieczność zmniejszenia emisji i elektryfikacja w świecie motoryzacji sprawiła, że Deutz postanowił eksperymentować z wodorem i wiele wskazuje na to, że... eksperyment się powiódł. Jednostka TCG 7.8 H2 jest gotowa do seryjnej produkcji, ma 6 cylindrów i generuje około 272 KM. Póki co nie trafi ona pod maskę żadnego auta - będzie przeznaczona do pojazdów transportu szynowego. Gdy drogowa infrastruktura tankowania wodoru rozwinie się w wystarczającym stopniu, niewykluczone, że wodorowy motor znajdzie zastosowanie również w samochodach.
Polecany artykuł:
Czym różni się taki silnik od napędu zastosowanego np. w Toyocie Mirai (nasz TEST tego auta TUTAJ)? Można powiedzieć - wszystkim, bo nie mamy tu ogniw paliwowych i jednostki elektrycznej, a tłokowy silnik, jaki znamy. Wykorzystuje on po prostu wodór jako paliwo, tak jak tradycyjny silnik spalinowy wykorzystuje benzynę lub olej napędowy.
Czy to rewolucja?
Czy możemy mówić o rewolucji? Na to jest jeszcze za wcześnie. Choć wodór jawi się jako rozwiązanie idealne, jego produkcja i powstające podczas niej emisje, w praktyce pozostają sporym obciążeniem dla środowiska. Pierwiastek nie jest łatwy do przechowywania, a jego transport sprawia, że na obecną chwilę nie jest to bardziej ekologiczna alternatywa w stosunku do aut elektrycznych. Pozostaje trzymać kciuki za technologię, dzięki której entuzjaści motoryzacji nadal będą mogli posłuchać dźwięku silnika tłokowego.