Stołecznemu podpalaczowi nie uszło na sucho. Po ponownym rozpatrzeniu sprawy, sąd okręgowy uchylił tylko nawiązkę 206 tyś. zł dla poszkodowanych. Uzasadnił to tym, że ubezpieczyciele pokryli już koszty zniszczenia samochodów, a dokładne koszty nie zostały przez prokuraturę wyliczone. Pozostałe elementy wyroku, które zapadły w sądzie rejonowym zostały podtrzymane.
Zobacz też: Szokująca kampania: jazda po pijaku to jak gra w rosyjską ruletkę - WIDEO
W uzasadnieniu wyroku czytamy m.in. o tym, że o winie Tomczaka świadczy "unikalny sposób podpalania aut" co było wskazywane przez biegłych. Według sądów nie było też chęci poprawy co potwierdzane było poprzez podpalanie aut w różnym czasie. Chociaż oskarżony nie został złapany na gorącym uczynku, był kilkakrotnie rozpoznawany przez świadków, a jego obecność w pobliżu miejsc podpaleń była potwierdzana m.in. przez logowanie telefonu.
Fala podpaleń samochodów w Warszawie zaczęła się w 2011 roku, kiedy to Tomczak miał podpalić dziewięć samochodów. W 2012 roku podpalił kolejne w centrum Warszawy. Ostatnie spłonęło w grudniu 2013 na Gocławiu. Obecnie w sądzie pierwszej instancji trwa inny jego proces związany z podpalaniem samochodów.