Policja nie zna granic. Okazało się, że feralnego dnia Jan Kowalski (imię i nazwisko fikcyjne), przed pójściem spać wypił trzy półlitrowe piwa. Po godzinie 22 został obudzony przez policjanta z drogówki. Na wyraźne polecenie samochód został przestawiony. Tuż po wykonaniu manewru, funkcjonariusz zabrał kluczyki i wykonał badanie alkomatem. Wynik: 1,2 promila. Następnie Kowalskiego przewieziono na komendę gdzie kolejne badania potwierdziły obecność alkoholu we krwi.
Zobacz też: Zarobił 128 punktów karnych uciekając przed policją!
Po trzech dniach od incydentu świdnicka policja wszczęła dochodzenie w sprawie prowadzenia pojazdu pod wpływem alkoholu przez Kowalskiego. W efekcie zostało zabrane prawo jazdy, a następnie przedstawione zarzuty. Zgodnie z procedurami sprawa trafiła do sądu, który wydał wyrok skazujący: rok więzienia w zawieszeniu na cztery miesiące i utrata prawa jazdy na 12 miesięcy. Na nic zdały się wnioski złożone przez obrońcę oskarżonego. W efekcie stracił on też pracę, ponieważ w zawodzie jaki wykonywał, osoba skazana za przestępstwo umyślne (taka jest jazda pod wpływem alkoholu) po uprawomocnieniu się wyroku traci pracę.
Ani policjant zatrzymujący Kowalskiego, ani prokurator, który oskarżał w sprawie, ani sędzia podejmująca wyrok w nie chcieli komentować sprawy. Na 3 października została wyznaczona rozprawa apelacyjna. Miejmy nadzieję, że rozsądek zwycięży i zapadnie wyrok uniewinniający.