Kongres Nowej Mobilności, który odbył się w Łodzi to stosunkowo świeże wydarzenie w kalendarzu motoryzacyjnych imprez. Fani "aut na prąd", ale i technologii wodorowych oraz hybrydowych z pewnością mieli tu czego szukać. Branżowa impreza była również okazją, by firma Vosco pokazała wersję studyjną auta elektrycznego, będącego nieformalnym następcą "nowej Syreny", którą poznaliśmy już jakiś czas temu. Vosco EV2 to prototyp, a jego twórcom (i z pewnością nie tylko im) marzy się seryjna produkcja. Dlaczego będzie to bardzo trudne zadanie?
Z pozoru wszystko gra. Jest jeżdżący, zarejestrowany prototyp, zasięg niemal 300 km, autorskie rozwiązania z zakresu budowy akumulatora i platformy, no i design, który nie jest może uniwersalnie piękny, ale może się podobać, zwłaszcza z tyłu. Po rozmowie z przedstawicielem firmy, który udzielił nam odpowiedzi na pytania można przypuszczać, że do seryjnej produkcji jest nie tyle daleko, co szanse na jej uruchomienie nie są zbyt duże.
Chodzi, w dużej mierze, o pieniądze. Jak przyznają przedstawiciele Vosco, uruchomienie seryjnej produkcji auta i jego wprowadzenie na rynek, kosztowałoby około miliard złotych. Takie pieniądze musiałby wyłożyć inwestor, by polski samochód elektryczny mógł trafić do sprzedaży i konkurować z rywalami skonstruowanymi przez motoryzacyjnych gigantów. Zapowiadane dane techniczne również nie robią szału i odpowiadają nowoczesnym samochodom elektrycznym z najniższej półki. Zasięg 290 km, około 9 sekund do setki, prędkość maksymalna 140 km/h. Takie parametry byłyby do przyjęcia, gdyby auto było tanie. Tymczasem...
Vosco EV2 z pewnością nie byłoby tanie
O zoptymalizowanej kosztowo produkcji na dużą skalę, nawet z miliardem złotych na start raczej nie ma mowy, a brak możliwości podzielenia kosztów między istniejące już marki koncernu również nie daje powodu by sądzić, że Vosco EV2 będzie mogło konkurować ceną z Peugeotem e-208, Renault Zoe czy Dacią Spring. Jak usłyszeliśmy od przedstawiciela Vosco, producent "chciałby zmieścić się z ceną auta w kwocie umożliwiającej zakup z państwową dopłatą, czyli około 120 000 zł-130 000 zł". Problem w tym, że po pierwsze, taki limit dopłat już nie obowiązuje (dla osób prywatnych został zwiększony do 225 000 zł brutto), a po drugie, nawet gdyby małe Vosco EV2 kosztowało nieco poniżej 120 000 zł, to wciąż wypadałoby blado przy swoich klasowych rywalach, którzy z generacji na generację stają się coraz lepsi, dysponują większym zasięgiem (e-208 przejedzie 340 km, a Zoe 395 km) i renomowanym znaczkiem na masce.
A co z wyposażeniem?
Na tę chwilę nie wygląda również na to, by cenę w okolicach 100-120 tys. złotych miało uzasadnić wyposażenie. Twórcy Vosco EV2 przyznali, że jest za wcześnie, by rozmawiać o wyposażeniu auta. To wydaje się logiczne, biorąc pod uwagę, że firma szuka inwestora. Dziwi jednak fakt, że auto nie ma poduszek powietrznych, a co więcej, mogłoby ich nie mieć w finalnej wersji, jeśli produkcja byłaby małoseryjna. Jak tłumaczy ich brak przedstawiciel Vosco? Usprawiedliwieniem ma być "bardzo bezpieczna konstrukcja", poddana crash-testowi w Pimocie. Chodzi o pojedynczy test i uderzenie czołowe. W takie wyjaśnienie, w 2021 roku aż trudno uwierzyć.
Duchy przeszłości
Wreszcie, powody do obaw daje jeszcze jedna kwestia. Wiek projektu, który już teraz jest dość zaawansowany, może okazać się zbyt duży, by znaleźć inwestora gotowego wyłożyć miliard złotych na niezwykle trudne przedsięwzięcie budowy polskiego auta elektrycznego z prawdziwego zdarzenia. Auto, które widzieliśmy na Kongresie opiera się niemal w całości na samochodzie, który został zaprezentowany parę lat temu i przedstawiona jako nowa Syrena z Kutna. Jakie są tego efekty? Samochód może się podobać, ale nie oferuje zbyt wielu zalet typowych dla auta elektrycznego. Ilość miejsca we wnętrzu? Bardzo mizerna. Bagażnik pod maską? Nic z tych rzeczy - tu kryją się jedynie podzespoły. Wszystko to sprawia, że z pewnością trudno będzie przyciągnąć poważnie zainteresowanych inwestorów, którzy raczej wiedzą, na co wydają pieniądze. W tym momencie, Vosco EV2 najzwyczajniej nie przekonuje.
Projektom takim jak ten warto kibicować i trzymać kciuki za ich powodzenie. Choć nie każdemu zależy na tym, by polska marka samochodów elektrycznych szturmem zdobyła salony sprzedaży, nie ulega wątpliwości, że plan stworzenia polskiego samochodu grzeje i fascynuje wielu z nas. Doskonałym przykładem jest chociażby Izera, której prezentacja odbiła się w mediach szerokim echem. W przypadku Vosco EV2 nie przeszkadzają wcale kiepsko spasowane panele nadwozia, światła rodem z autobusu Solaris czy niedokończony kokpit. Na tę chwilę, trudno sobie jednak wyobrazić, by prototyp Vosco EV2 miał przekonać kogokolwiek do wydania gigantycznych pieniędzy na rozwój. Może i stworzenie auta elektrycznego i wejście na rynek jest odrobinę prostsze, niż budowa auta spalinowego i opracowanie skomplikowanych podzespołów od zera. Faktem pozostaje jednak, że rynek i produkty czołowych graczy zmieniają się w mgnieniu oka, a Vosco, choć do produkcji seryjnej ma bardzo daleko, już się trochę zestarzało.