Może się wydawać, że wykorzystanie do bicia rekordu półciężarówki Pro2 to zwykłe marnotrawstwo. Jednak przez sześć miesięcy przygotowań, zespół zmodyfikował auto pod względem zawieszenia jak i oporu aerodynamicznego, który w powietrzu jest jeszcze ważniejszy, niż gdy auto przedziera się przez błoto. Zdobyte doświadczenie zaprocentuje w kolejnym sezonie.
Zobacz też: Bolid Formuły 1 szaleje na stoku narciarskim
Bicie rekordu miało miejsce w opuszczonym miasteczku w pobliżu San Diego. Ponad 900-konny pickup podczas treningów przeleciał 115,5 metra, czyli nieco więcej niż wynosi wysokość Stadionu Narodowego. To już pozwoliło pobić wynik Tannera Fousta sprzed pięciu lat, który przeskoczył na odległość nieco ponad 100 metrów.
Niestety bicie rekordu na żywo musiało zostać odwołane, bowiem podczas kolejnych skoków Menzies dachował przy próbie lądowania. Auto zostało mocno uszkodzone, a sam kierowca złamał obojczyk.
Nie zmienia to faktu, że Bryce Menzies wykonał wyczyn i wpisał się do księgi rekordów Guinnessa.