Jak wskazują statystyki Komendy Głównej Policji, w 2016 roku na wszystkich drogach publicznych odnotowano 33 664 wypadki w których zginęło 3026 osób. Wyniki były więc gorsze o 1,8% w stosunku do 2015 roku, a finalnie Polska okazała się państwem z jednym z najniższych współczynników bezpieczeństwa na drogach.
Zobacz też: Autostrada A2 będzie rozciągnięta na wschód
W naszym kraju mamy 1660,6 kilometrów autostrad oraz 1670,5 kilometra dróg ekspresowych. W powszechnym mniemaniu są one znacznie bezpieczniejsze niż pozostałe publiczne odcinki, jednak wystarczy po raz kolejny zerknąć w policyjne statystyki, a okaże się, że jest to dość nietrafiona opinia. W przeliczeniu na 1000 kilometrów na tych drogach powodujemy aż pięć razy więcej wypadków! Wynik zarówno zaskakuje i niepokoi. Gorzej jest w Rumunii czy Bułgarii.
Często wypadki na autostradach kwalifikują się jako katastrofy w ruchu lądowym z racji swoich rozmiarów oraz skali zniszczeń. O ile na drogach publicznych w stu wypadkach ginie 9 osób, tak na drogach ekspresowych ten wynik rośnie do zatrważających 26 osób. Dlaczego?
Pisaliśmy o: Wrak Passata gna 160 km/h autostradą!
Jak twierdzi w swoim raporcie Najwyższa Izba Kontroli, połowa sieci autostradowej zarządzanej przez GDDKiA nie miała opracowanych planów działań ratowniczych, a niektóre odcinki czekały na swoje dokumenty nawet kilka lat! Dopiero czujne oko Izby sprawiło, że plany zostały uzgodnione i zatwierdzone.
Izba pozytywnie oceniła za to pracę jednostek Państwowej Straży Pożarnej, lecz z troską patrzy na działania Policji. Ta służba w kwestii wypadków opiera się nie na planach ratowniczych dla danego odcinka, lecz procedurach pionu ruchu drogowego (są uniwersalne). Co więcej, Policja ma komisariaty autostradowe tylko w... dwóch województwach: w śląskim i małopolskim. W tym ostatnim (jak i zachodniopomorskim) karetki sprawnie dojeżdżają wypadków. Na pozostałych terenach nie mieszczą się one w wyznaczonym czasie.
Polecamy: Autostrada A4 bez stacji paliw
Można odnieść wrażenie, że władze nie rozpatrują kwestii bezpieczeństwa długoterminowo. Uniwersalne procedury na razie się sprawdzają, lecz brakuje jednolitego systemu wymiany informacji, który pozwoliłby na koordynację działań w ramach kilku województw. Trudno mówić oczywiście o tak olbrzymich katastrofach mobilizujących siły z połowy kraju, ale z pewnością system sprawdziłby się w przypadku zdarzeń na pograniczu granic administracyjnych.
NIK zwraca jednak uwagę na najważniejszą kwestię: Polacy nie potrafią jeździć po autostradach, a dla wielu z nich jest to zupełnie nowe doświadczenie. Kierowcy nie mają też nawyku tworzenia korytarzy drogowych, które pozwalają służbom szybciej trafić na miejsce wypadku. Zmiana takiego stanu rzeczy będzie więc wymagała czasu.