S jak miejski sportowiec

2008-07-22 16:08

Jak zrobić z niezwykłego samochodu auto jeszcze bardziej wyjątkowe? Wystarczy dopisać kilka literek w nazwie i od razu świat staje się lepszy i... szybszy. Przykład - Honda Civic TYPE S!

Poraża już wyglądem

Civic nawet w wersji podstawowej poraża futurystycznym wyglądem. Jednolity pas przednich świateł, ostre kształty, klamki w kształcie grotów strzał - wszystko nawiązuje tu do "technologii".
Znawcy marki zapewne zauważą również nawiązania do legendarnego już modelu CRX. Tylna szyba, podzielona spojlerem, subtelne obramowanie karoserii czarnym matowym pasem i przetłoczenie na masce – dla większości to jedynie szczegóły, ale właśnie to odróżnia Civica od konkurencji – dbałość o najmniejsze detale.

To nie kokpit, to stanowisko kontroli...

Najbardziej efektowną częścią Civica jest wnętrze. Tonacja tapicerki i plastików, może nie jest wyszukana, bo wszystko jest jednolite czarne, ale pasuje do charakteru auta. Wsiadamy do środka. Kubełkowe fotele wyłożone welurem, mała sportowa kierownica (oczywiście obszyta miękką skórą), wąski lewarek skrzyni biegów i szklany dach – w końcu S w nazwie ma oznaczać sport! Teraz najciekawsze – deska rozdzielcza. Po przekręceniu kluczyka naszym oczom pokazują się trzy wyświetlacze ciekłokrystaliczne i dziesiątki lampek. W pierwszej chwili można dostać oczopląsu. Wystarczy jednak ruszyć z miejsca i dziesiątki informacji komputera pokładowego przestają nas interesować.

Przyklejona do drogi...

Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Type S to „samochód kierowcy”. Dlaczego? Bo daje to, co najważniejsze – radość z jazdy. Silnik nie jest może potworem, z 1.8 litra pojemności generuje dokładnie 140 koni mechanicznych. Miłośnicy zapachu palonych opon mogą odczuwać brak mocy, ale dla dobrego kierowcy mariaż niedużego kompakta z wysokoobrotowym benzyniakiem to idealne rozwiązanie. Civic przyspiesza płynnie w całym zakresie obrotów i, co najważniejsze, nie dostaje zadyszki nawet, jeśli wskazówka obrotomierza zbliża się do czerwonego pola.

Teraz trochę o liczbach. 9 sekund do „setki” i 210 km na godzinę, to wynik, jakiego niedawno nie powstydziłoby się nawet sportowe coupe. Co innego odczucia z jazdy. Samochód jest tak pewny i spokojny, że siedząc w kabinie zupełnie nie czujemy prędkości ani przyspieszenia. O tym, że mamy do czynienia ze sportową wersją możemy stwierdzić jedynie po tempie, w jakim cywilne samochody znikają w bocznym lusterku, po starcie ze świateł.

I tu dochodzimy do sedna. Civic Type S nie zdradza swojego drapieżnego charakteru, dzięki obłędnemu zawieszeniu i nie ma w tym stwierdzeniu grama przesady. Inżynierowie Hondy mogą udzielać korepetycji konkurencji. Zawieszenie w wersji Type S jest usportowione, więc trochę twardsze niż w seryjnym modelu. To powoduje, że w zakrętach samochód trzyma się „jak na szynach”. Nawet przy wyłączonych systemach wspomagających kierowcę, wytrącenie Hondy z równowagi to prawdziwa sztuka. Nie oznacza to jednak, że zrezygnowano z komfortu. Civic wyraźnie informuje kierowcę, że nasze drogi są w fatalnym stanie, ale nawet na szczątkowym asfalcie nie tzręsie boleśnie przewożonymi pasażerami.

Zabawka dla bogatych

Na koniec trochę ekonomi. Type S kosztuje 75 tysięcy złotych. Za tę cenę dostaniemy bardzo efektowne trzydrzwiowe nadwozie, rewelacyjne zawieszenie, dobry i stosunkowo rozsądny silnik (spalanie na poziomie 8l benzyny za 100km.) i pełne wyposażenie. Elektryczne szyby, tempomat, automatyczna klimatyzacja, panoramiczny dach i dobrze brzmiący sprzęt stereo.

Nie jest to może rynkowa okazja, ale kupując Type S mamy pewność, że przez długi czas uśmiech nie będzie schodził nam z twarzy.